Czysto teoretycznie 3,8 proc. wzrostu i 1,7-proc. inflacja cały czas są możliwe do osiągnięcia w 2016 roku. Jednak o ile wiosną był to ostrożny optymizm, teraz jest to już optymizm na granicy naiwności.
Oceniając koniunkturę w polskiej gospodarce z szerszej perspektywy, cały czas notujemy ożywienie gospodarcze po słabych latach 2012 i 2013. Jednak ożywienie to już w tym roku rozczarowuje swoim tempem, a największe zagrożenia dopiero przed nami.
Czynniki krajowe będą sprzyjały wzrostowi i przy niezmienionych uwarunkowaniach zewnętrznych faktycznie moglibyśmy liczyć na przyspieszenie wzrostu nawet w okolice 4 proc. Mamy rekordowo niskie stopy procentowe, które wobec coraz niższej stopy bezrobocia powinny zachęcać do zwiększania konsumpcji kosztem oszczędności. Odczujemy też efekt zdjęcia z Polski procedury nadmiernego deficytu, gdyż już wiemy, że rząd postanowił wykorzystać to jako pretekst do odmrożenia budżetu płac w sferze budżetowej. Nie wiadomo jeszcze do końca, jaki będzie wpływ wyborów na budżet, niewykluczone więc, że otrzymamy ekspansywną mieszankę polityki pieniężnej i fiskalnej.
Uwarunkowania zewnętrzne nie będą jednak już tak sprzyjające. Zakładana przez rząd średnioroczna inflacja na poziomie 1,7 proc. oznacza wyraźny wzrost cen paliw, który wpłynie negatywnie na realne dochody gospodarstw domowych. Może się jednak okazać, że ceny paliw nie wzrosną w przyszłym roku znacząco, ale dla wzrostu nie będzie to już dobra informacja. Istnieje bowiem zagrożenie silnym spowolnieniem w Azji, które zatrzyma kruche ożywienie w Europie Zachodniej, a przez to wpłynie negatywnie tak na eksport z Polski, jak i inwestycje w naszej gospodarce.
To zagrożenie nie jest nowe, na coraz bardziej toksyczną strukturę chińskiego wzrostu wskazywałem już od pewnego czasu, ale teraz zaczyna się realizować. Przez kilka ostatnich lat władze w Pekinie były w stanie kontrolować tempo spowolnienia kosztem wzrostu udziału inwestycji w PKB, teraz jednak wydaje się, że sytuacja zaczyna wymykać się im spod kontroli. Naturalnie nic nie jest przesądzone, na rynku mówi się między innymi o wielkim programie stymulacyjnym, który mógłby przynajmniej odsunąć katastrofę w czasie. Trzeba się jednak liczyć z tym, że przyszłoroczny wzrost będzie bliżej 3 niż 4 proc., a inflacja bliżej 1 niż 2 proc.