Wprawdzie banki jesienią ubiegłego roku zapowiadały, że oczekują poprawy wyników sprzedaży „hipotek", ale nie dlatego, że wróciła moda na zadłużanie się. Nadzieje wiązały raczej ze wzrostem popularności „Mieszkania dla młodych" z powodu nowelizacji programu. I rzeczywiście grudzień był rekordowy. Na koniec 2015 r. na dopłaty z puli na 2016 r. poszło ponad 370 mln zł z zapisanych w ustawie 730 mln zł. Oznacza to, jak podkreślają analitycy, że zanim 2016 r. się zaczął, to środki zostały wykorzystane już w 50 procentach. To może budzić niepokój, że akcja kredytowa tak jak nagle skoczyła, tak nagle opadnie.

Poza tym zeszłoroczny, gwałtowny wzrost notowań franka szwajcarskiego sprawił, że sami bankowcy zaczęli inaczej patrzeć na „hipoteki" w swoich portfelach. Konsekwencje dawania kredytów walutowych lekką ręką za chwilę poniosą wszyscy. Także przyszli klienci banków, którzy dopiero będą starali się o pieniądze na mieszkanie. Do tego dochodzi też podatek bankowy. Co najmniej kilka banków podniosło ostatnio marże kredytów hipotecznych, tłumacząc to właśnie nowymi obciążeniami. Analitycy policzyli, że dla klientów, którzy zadłużą się na 25 lat na 300 tys. zł, oznacza to odsetki wyższe o 20 tys. zł. To na pewno nie zachęci do pożyczania.

Na sytuację na rynku „hipotek" wpłynie też likwidacja znienawidzonego przez kredytobiorców tzw. BTE – bankowego tytułu egzekucyjnego. Banki pozbawione tego zabezpieczenia będą w drugiej połowie roku podwyższać koszty kredytów ze względu na większe ryzyko.

Niektórzy analitycy zwracają też uwagę, że banki mogą czekać kłopoty z beneficjentami wygaszonej już „Rodziny na swoim", którym państwo dopłacało 50 proc. odsetek do kredytów. Czy rodziny udźwigną raty, gdy skończy się wsparcie? Te wszystkie zaszłości nie pozostaną bez wpływu na jakość portfela hipotecznego i ceny kredytów. Zyska za to rynek najmu.