Reklama
Rozwiń

Fińska droga LOT?

W ciągu ostatnich dziesięciu lat w Finnairze było trzech prezesów, a w Polskich Liniach Lotniczych LOT dziewięciu – pisze ekspert.

Publikacja: 24.04.2016 22:00

Fińska droga LOT?

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

W naszej części kontynentu, patrząc oczami linii lotniczych, czyli na wschód od Monachium, PLL LOT próbuje nadal odnaleźć swoją drogę. Ale ciekawą ścieżkę wyznacza niedoceniany, choć coraz bardziej widoczny w Polsce i Europie Finnair. Patrząc na liczbę pasażerów, fiński przewoźnik jest mniej więcej dwa razy większy niż LOT, jednak to, co łączy obie linie, to kierunek rozwoju. Dla zarządów obu spółek ze względu na położenie geograficzne to Azja stała się najważniejszym rynkiem. Finnair jednak wpadł na ten pomysł nieco wcześniej i pod względem oferty znacznie wyprzedza polskiego przewoźnika, dzisiaj z Finnairem możemy polecieć przez hub w Helsinkach z Gdańska, Krakowa i Warszawy do 17 miast w Azji, a z LOT przez hub w Warszawie zaledwie do dwóch. Świetnym przykładem różnicy w zaangażowaniu w dalekowschodni rynek jest sama Japonia. Obaj przewoźnicy wybrali oddalone od centrum Tokio o ok. 90 minut jazdy pociągiem lotnisko Narita, jednak Finnair jest jedyną europejską linią lotniczą oferującą połączenia do czterech różnych miast w Japonii, latając poza stolicą tego kraju, do Fukuoki, Nagoi i Osaki.

Pozostało jeszcze 80% artykułu

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Opinie Ekonomiczne
Polacy oszczędzają jak nigdy dotąd. Ale dlaczego trzymają miliardy na kontach?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Opinie Ekonomiczne
Czas ucieka. UE musi znaleźć sposób na rosyjskie aktywa
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Ustawa schronowa, czyli tworzenie prawa do poprawy
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: USA zostawiają w biedzie swoich obywateli. To co mają dla UE?
Opinie Ekonomiczne
Bartłomiej Sawicki: Rachunki za prąd „all inclusive” albo elastyczne taryfy