Przedstawiony przez wicepremiera Morawieckiego „Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" zasługuje na poważną analizę i dyskusję. Poważniejszą i ze strony jego zwolenników, i ze strony krytyków. Dlaczego poważniej powinni podejść do niego zwolennicy? Dlatego, że szanse jego realizacji to „być albo nie być" dla rządzącej dziś partii. Partia ta złożyła ogromne i kosztowne obietnice wyborcze. Nie tylko program 500+, który można jeszcze starać się we względnie logiczny sposób uzasadniać. Oczekiwania są jednak znacznie większe.
Związki zawodowe domagają się dosłownej realizacji kosztownej dla budżetu i jeszcze bardziej dla gospodarki obietnicy cofnięcia zmian wieku emerytalnego, górnicy czekają na obiecane subsydia dla kopalń, frankowicze żądają redukcji długu, która kosztowałaby państwo dziesiątki miliardów złotych. Ale są jeszcze i inne oczekiwania: rząd, który dochodził do władzy pod hasłem, że płace Polaków są zaniżone, musi się liczyć z narastającą presją na wzrost wynagrodzeń w sferze budżetowej.
Własnym wyborcom można wmówić, że wszystkie te obietnice da się sfinansować bezboleśnie podatkiem od zagranicznych hipermarketów i banków albo cudownie odkrytym miliardami z VAT. Niedługo trzeba będzie jednak szukać dodatkowych dochodów, zwłaszcza że destabilizacja budżetu groziłaby nie tylko obniżkami ratingów i wzrostem kosztów obsługi zadłużenia, ale też karami ze strony Brukseli, która krajowi łamiącemu zasady dyscypliny budżetowej ma prawo odciąć dostęp do unijnych funduszy. Dla większości Polaków oznaczałoby to, że rządy PiS prowadzą nie do obiecanego dobrobytu, ale do bolesnego konfliktu z Unią, gospodarczych strat i niższego poziomu życia. A to byłby koniec marzeń o wygraniu kolejnych wyborów.
W tej sytuacji rządzący powinni rozumieć, że ich jedyną szansą na realizację wyborczych obietnic i jednoczesne uniknięcie fatalnej spirali gospodarczych kłopotów oraz załamania zaufania społecznego jest przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego Polski. Czyli skuteczna realizacja planu Morawieckiego, który składa właśnie takie obietnice.
Główny problem z planem Morawieckiego polega jednak na tym, że jak dotąd w ogóle nie został zaprezentowany. To zapis celów do osiągnięcia oraz narzędzi ich realizacji (jak mówią Amerykanie, „wizja bez środków realizacji to halucynacja"). Zamiast tego mamy zestaw 66 slajdów, przygotowanych przez firmę konsultingową. Jakość tego pokazu slajdów oceniam średnio: zawierają kilka efektownych pomysłów, ale ułożone są chaotycznie, w wielu ważnych miejscach są nieprzekonywujące, a główna idea gubi się w niepotrzebnych szczegółach.