I w tym trudnym czasie na czele rządu Unii, zwanego Komisją Europejską, stoi polityk symbolizujący unijne błędy i wypaczenia, arogancję, obłudę i zakulisowe gierki. Człowiek, który zęby zjadł w tajnych brukselskich gabinetach, ale nie po to, by dbać o interes obywateli Unii, nawet nie o interes Unii jako instytucji. Lecz po to, by zapewnić dochód swojemu krajowi, Luksemburgowi, kosztem innych krajów.
Jean-Claude Juncker był przez kilkanaście lat premierem Wielkiego Księstwa i, jak ujawnili brytyjscy i niemieccy dziennikarze śledczy, przez ten czas blokował prace nad ograniczeniem procederu unikania płacenia podatków przez międzynarodowe korporacje. Bo korzystał na tym żyjący z pomocy wielkim firmom Luksemburg, najbogatszy kraj UE.
Juncker doskonale wie, że było to nieetyczne, nie mówiąc już o tym, że niezgodne z ideą solidarności unijnej, której w innych kwestiach się domaga. Swoistą samokrytykę złożył kilka miesięcy temu w Parlamencie Europejskim. - Każda firma, mała i duża, musi płacić podatki tam, gdzie wypracowuje zyski - powiedział. Co można też uznać za złożenie kolejnego dowodu na hipokryzję.
Długoletnie rządy Junckera w Luksemburgu to też czas, gdy ten kraj nie chciał się rozliczyć ze zbrodniami drugiej wojny. Dopiero ponad 70 lat po wojnie, gdy Juncker był już szefem KE, parlament Wielkiego Księstwa przyjął rezolucję, w której przeprosił Żydów za cierpienia zadane im przez kolaboracyjne władze luksemburskie. A Luksemburg nie miał sobie równych w kolaboracji z Trzecią Rzeszą i w wydawaniu Niemcom na śmierć Żydów.
Poprzednik Junckera na stanowisku przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso pracuje teraz dla Goldman Sachs, banku najbardziej kojarzącego się z praktykami, które doprowadziły do kryzysu finansowego.