Ponieważ trudno uwierzyć w zahamowanie wzrostu, a tym bardziej w zmniejszenie wydatków budżetowych, to jedynym sposobem uniknięcia katastrofy będzie podniesienie przychodów państwa. Czyli podatków.
W Konstytucji RP zapisano, że państwo nie może zaciągać żadnych zobowiązań w sytuacji, gdy będzie to skutkować wzrostem długu publicznego powyżej 60 proc. produktu krajowego brutto. Gdyby ten limit osiągnięto w tym roku oznaczałoby to, że wydatki państwa powinny być zmniejszone o blisko 50 mld zł, czyli o kilkanaście procent. By nie dopuścić do takiej sytuacji, dawno już uchwalono ustawę, w której zapisano tzw. progi ostrożnościowe. Zobowiązywały one rządy do określonych działań w sytuacji, gdy dług osiągał najpierw poziom 50 proc., a potem 55 proc. PKB. Gdy dług był blisko pierwszego progu, PO przegłosowała w Sejmie jego likwidację. Pozostał drugi próg, do którego dziś brakuje nam ponad 60 mld zł. Byłaby więc duża szansa, że osiągniemy ten próg jeszcze w tym roku. Ale tak nie będzie, bo należy się spodziewać, że teraz PiS przegłosuje w Sejmie demontaż i tego bezpiecznika. Ale konstytucji tak łatwo nie da się zmienić. Potrzebny byłby do tego kompromis z opozycją.