Co najsilniej pcha ją do przodu, wyjaśni się za dwa tygodnie, gdy GUS poda bardziej precyzyjne dane. Ekonomiści obstawiają, że swoje dołożyły i konsumpcja, i eksport, i inwestycje. Cenny byłby wkład inwestycji, zwłaszcza publicznych, które dotąd kulały. A one akurat zależą od władz – centralnych i samorządowych.
Jeśli wszystkie trzy silniki wzrostu zaskoczą, tempo w całym roku może być nawet wyższe niż 4 proc. Wyniki naszej gospodarki nie są w Europie ewenementem. 4,1-procentowym wzrostem w I kw. zaskoczyły Węgry, a rumuńskie 5,7-procentowe tempo zapiera dech w piersiach. Paliwem dla wszystkich jest dobra sytuacja w strefie euro. Ale choć polska gospodarka hula, nie jest powiedziane, że partii rządzącej uda się to zdyskontować w wyborach w 2019 r. Zbyt dużo jeszcze czasu na błędy. Pierwszym byłby zakaz handlu w niedziele, nad którym wciąż pracuje Sejm. Uderzyłby w wydatki konsumpcyjne i spowodował bolesne zwolnienia w sieciach handlowych.