Kłopot w tym, że nie ma specjalnych szans, by utrzymać aż tak dynamiczny rozwój w kolejnych latach. Poza fabryką silników Mercedesa w Jaworze, której budowa oficjalnie rozpocznie się w najbliższych tygodniach, i ewentualnymi inwestycjami Fiat Chrysler Automotive koncerny motoryzacyjne nie szukają w tej chwili w naszej części Europy miejsca na żaden nowy, duży zakład, o który moglibyśmy się pobić. A te, które powstają, rosną niestety w innych krajach regionu. Można toczyć jałowe dyskusje, czy kusiliśmy wystarczająco mocno, by zachęcić choćby hinduskich inwestorów do budowy zakładu Land Rovera. Najwyraźniej nie, skoro wybrali słowacką Nitrę. A przecież nie była to jedyna nasza przegrana w ostatnich latach. Mleko się wylało. Oczywiście z istniejących w Polsce zakładów można jeszcze wycisnąć nieco więcej, ale na skokowy wzrost produkcji samochodów czy części nie możemy specjalnie liczyć.
Ale nawet gdyby ktoś szukał lokalizacji, jest bardzo prawdopodobne, że nie skusiłby go żaden z krajów regionu. I nie chodzi tu wcale o warunki inwestycyjne czy koszty pracy, ale o... brak pracowników, który staje się coraz bardziej dotkliwy. Już dziś Czesi i Słowacy coraz bardziej nerwowo szukają ludzi do swoich zakładów, u nas powoli zaczyna być podobnie. Rzecz nie tylko w rekordowo niskiej stopie bezrobocia, którą notujemy w Polsce. Czkawką odbijają się także błędy w programach kształcenia, w których przez lata po macoszemu traktowano szkoły zawodowe i technika. Niestety, trudno jest kusić wykwalifikowanymi kadrami, jeśli na starcie trzeba je podkupić konkurencji. A na nowe kadry techników trzeba poczekać.
Więc może lepiej, że nikt nie chce teraz budować żadnego dużego zakładu. Przynajmniej możemy się cieszyć z tego, co mamy, i nie płakać po ewentualnej kolejnej stracie.