Firma doradcza REAS szacuje, że w pierwszej połowie tego roku w sześciu największych aglomeracjach deweloperzy sprzedali 36,4 tys. mieszkań. To wynik lepszy o 24 proc. niż przed rokiem. Rekordowo zapowiada się także drugie półrocze. Część firm deweloperskich nie wyklucza podwyżek cen, bo popyt na nieruchomości jest wciąż bardzo duży, a najlepsze lokale znikają z oferty, zanim ruszy budowa.
Rynek napędzają inwestorzy wycofujący pieniądze z lokat. Jak szacuje Open Finance, Polacy kupują za gotówkę średnio ponad 4 tys. mieszkań miesięcznie. Jednocześnie bardzo dobrze sprzedają się kredyty hipoteczne. Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że popyt na „hipoteki" wzrósł w lipcu aż o 23 proc. w porównaniu z lipcem zeszłego roku.
Kredyty nadal są tanie. Obok klientów, którzy pożyczają na mieszkania dla siebie, są też zadłużający się inwestorzy. Wynajęty lokal spłaci się przecież sam – z pobieranego od najemcy czynszu. Przeciętna rentowność inwestycji w mieszkanie na wynajem to 5,28 proc. – podają Home Broker i Domiporta.pl. W miastach studenckich może to być nawet 7 proc. A przecież można zainwestować także w inne nieruchomości. Niektóre firmy budujące tzw. aparthotele czy prywatne akademiki kuszą udziałowców jeszcze większymi zyskami. Klienci liczą procenty i zacierają ręce. W odpowiedzi deweloperzy skupują grunty inwestycyjne i szykują kolejne budowy. Dobrze radzi sobie także rynek wtórny. Małe lokale w najlepszych miejscach są wręcz rozchwytywane, nawet te w blokach z wielkiej płyty.
Rynek rośnie i rośnie. Tymczasem część ekspertów studzi zapał, przestrzegając, że jeśli sytuacja zachęci deweloperów do podwyżek, może to zdestabilizować rynek i doprowadzić do bańki cenowej. Co oznaczałoby powtórkę z historii. Po krachu w 2008 r. część inwestorów do dziś liże rany.