Najwyższa Izba Kontroli sprawdzała, jak działa wprowadzona osiem lat temu instytucja lekarza rodzinnego. – Nie spełnia założonej roli – oceniają inspektorzy.
Gdy tworzono instytucję lekarza rodzinnego, zakładano, że będzie koordynatorem leczenia. Miał pilnować m.in., by badania zlecane przez specjalistów nie dublowały się i by pacjent nie przyjmował zbyt wielu leków przepisywanych przez różnych lekarzy.
– Problemem jest, że do lekarzy rodzinnych nie trafia informacja o badaniach wykonanych przez specjalistów. W tej sytuacji nie mogą oni pełnić roli koordynatora leczenia – uważa NIK.
– Wydobycie od specjalisty wyników badań graniczy z cudem – potwierdza Tomasz Sobalski, lekarz rodzinny. – Co prawda NFZ nakłada na nich obowiązek przekazywania nam danych, ale zależy to tylko od dobrej woli specjalisty.
Za tym idzie drugi zarzut NIK: to lekarz rodzinny miał organizować leczenie, bo jest najbliżej pacjenta. Jego porady są też najtańsze. Tylko w wyjątkowych wypadkach pacjent miał trafiać do szpitala czy specjalisty. – Lekarze rodzinni mieli zajmować się 80 proc. przypadków. Dlatego mieli dbać także o profilaktykę, a nie tylko o leczenie już istniejących chorób – pisze NIK. I znów dodaje: nie udało się.