Danych na temat, ile firmy farmaceutyczne wydają obecnie na działania lobbingowe, nie ma. Tygodnik „Wprost" podawał sześć lat temu, że według raportu amerykańskiego farmakologa Josepha DiMasi te wydatki sięgały rocznie 2 mld zł. Zdaniem ekspertów ta kwota raczej się nie zmniejszyła. Nikt nie chce mówić oficjalnie, w jakiej ilości, jak i dokąd trafiają te pieniądze.
Koncerny stać nie tylko na wynajęcie agencji PR w tzw. sytuacjach kryzysowych (według informacji „Rz" jednorazowa pomoc w takich przypadkach to zarobek dla agencji nawet 50 – 100 tys. zł). Płacą one duże pieniądze piarowcom także w ramach miesięcznych abonamentów (20 – 50 tys. zł) oraz w przypadku tzw. usług public affairs (wspierania interesów korporacji w negocjacjach z instytucjami publicznymi). – Oficjalnie agencja PR może dostarczać decydentom informacje i statystyki medyczne. Duże międzynarodowe koncerny farmaceutyczne mają takie raporty i robią to – mówi „Rz" Piotr Czarnowski, założyciel i prezes agencji First PR. – Agencje PR mogą również na zlecenie producenta np. pokazać dane, że leczenie pacjenta nawet drogimi lekami i tak jest w konsekwencji mniej kosztowne niż zaniechanie leczenia tym środkiem. A nieoficjalnie może się zdarzyć, że są robione różne rzeczy.
„Różne rzeczy" to naciski na środowisko dziennikarzy. Chodzi o to, by przedstawić problemy firm wynikające np. ze spadku sprzedaży jako potencjalną stratę pacjentów.
Lobbing nie jest niczym nielegalnym. I w ostatnich chwilach przed zmianą prawa, jak ma to miejsce teraz, zazwyczaj przybiera na sile. Chodzi bowiem o duże pieniądze. Bo jak dodaje inny nasz rozmówca z branży farmaceutycznej, jakkolwiek wielka byłaby publiczna histeria w przeddzień zmian listy refundowanych leków, zmiana jest rzeczywiście istotna dla biznesu farmaceutycznego. Z listy wypadło 840 ważnych leków, a to oznacza określone konsekwencje finansowe dla firm. Za wcześnie szacować, która z korporacji na tym najwięcej straci i czy miejsce zagranicznych liderów w danym segmencie zajmą np. rodzimi producenci.
Specjaliści przypominają, że z perspektywy czasu niektóre kontrowersyjne decyzje dotyczące dofinansowywania leków są dziś postrzegane zupełnie inaczej. Ewa Kopacz, była minister zdrowia, kilka lat temu była np. mocno krytykowana za decyzję o niedofinansowaniu szczepionki na świńską grypę. Gdy do epidemii nie doszło, front się zmienił i była za tę decyzję chwalona. Podobnie może być i tym razem.