Z jakich dotychczasowych działań w Ministerstwie Zdrowia jest pan najbardziej dumny?

Nowelizacja ustawy o ratownictwie to coś naprawdę bardzo dużego i ważnego. Zacząłem nad nią pracować rok temu, obecnie jest podpisana przez prezydenta i stanowi obowiązujące prawo. To duża ustawa, duża nowelizacja, obejmująca wiele aspektów pracy pogotowia ratunkowego w Polsce.

Co w praktyce oznacza ona dla zwykłego człowieka?

Ratownicy będą bliżej pacjentów, a karetki szybciej dotrą na miejsce. Zespoły ratownicze zostaną wzmocnione – będą nie tylko dwu-, ale także trzyosobowe. Pojawią się również zespoły ratowników na motocyklach, co ma szczególne znaczenie w miejscach, gdzie trudno dojechać samochodem.

Co takiego dzieje się za pana kadencji, że – w przeciwieństwie do wcześniejszych lat – nie ma protestów organizacji pacjenckich w sprawie braku nowych leków, terapii czy programów lekowych? Wynika to z większych środków finansowych, czy może z lepszej organizacji i sprawniejszego procesu refundacyjnego?

Prawdą jest, że coraz szybciej pojawiają się nowe leki, więc zawsze będzie jakaś grupa chorych uważających, że zostali pominięci na liście refundacyjnej. Natomiast faktem jest, że poprzeczkę po panu ministrze Macieju Miłkowskim (wiceministrze zdrowia w latach 2018-2024 – red.) będzie trudno przeskoczyć; ale się staramy. W 2023 r. pojawiło się 145 nowych cząsteczko-wskazań – nowych terapii. W roku ubiegłym, 2024 r. – 135, czyli podobnie. W tym roku, 2025, opublikowaliśmy dotychczas trzy listy, na których jest 101 cząsteczko-wskazań. W październiku będziemy mieli nowe obwieszczenie i pacjenci dostaną kolejne nowe leki i terapie. Warto też pamiętać, że cząsteczko-wskazania są sobie nierówne. Niektóre pozycje są bardzo kosztowne i oczekiwane, ale są też takie mniej problematyczne.

Jaki jest roczny budżet przeznaczany na refundację?

Ustawa refundacyjna mówi, że na refundację może być przeznaczone maksymalnie 17 proc. budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia, który służy leczeniu. W 2025 r. jest to aż 195 mld zł. 17 proc. z tej kwoty to grubo ponad 30 mld zł. W poprzednim roku na refundację wydaliśmy 25,5 mld zł. Dlaczego o tym mówię? Może dlatego, że choć jest to maksymalny budżet na refundację, to w ostatnich latach nigdy się do niego nie zbliżyliśmy. W 2024 r. – z tego, co pamiętam – było to 13,65 proc. budżetu NFZ. Jak widać, możliwości jeszcze są. Natomiast dobrze wiemy, że jeśli wydamy pieniądze na leki, to nie ma ich na świadczenia. Szpitale nie mają zapłaconych nadwykonań itd. Nie jest to worek bez dna.

Mamy ochronę zdrowia, wojsko, policję, straż. Nikt nie mówi, że policja czy straż mają zarabiać. Czy szpital w ogóle powinien zarabiać?

Nie – szpital nie powinien zarabiać; szpital powinien się bilansować, natomiast nie może być skupiony na generowaniu zysków. Dyrektorzy mogą powiedzieć, że powinni mieć dobre, dodatnie wyniki finansowe, żeby spłacać stratę z lat ubiegłych. Stratę trzeba kiedyś pokryć, ona nie zniknie. Oczywiście możemy wyobrazić sobie, że pokryjemy ją z budżetu, ale co dalej ? Ochrona zdrowia to taka trochę studnia bez dna. Proszę jednak pamiętać, że nasze zdrowie zależy w 15 proc. od leków i opieki zdrowotnej, w 15 proc. od środowiska, w jakim żyjemy, w 20 proc. od genów, jakie dziedziczymy, a w 50 proc. od nas samych, naszego stylu życia.

Mamy konkretny plan wynikający z zapisów ustawy o reformie szpitali, którą właśnie zatwierdziła Rada Ministrów. Jest w nim opisana dokładna ścieżka zmierzająca do lepszego wykorzystania potencjału szpitala. Jeżeli placówka będzie wchodzić na ścieżkę optymalizacji pewnych zakresów świadczeń – np. zmiany ze świadczeń całodobowych na świadczenia jednodniowe czy ambulatoryjne – będzie miała możliwość oddłużenia. Tylko warunek podstawowy jest taki, że będzie musiała realizować plan naprawczy i wprowadzić zmiany, aby uzyskać lepszy wynik finansowy w danym roku. Wtedy to umorzenie zadłużenia nastąpi.

Razem z rektorem Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, prof. Załuską, uczestniczył Pan w powołaniu – z inicjatywy senator Beaty Małeckiej-Libery, szefowej senackiej komisji zdrowia – specjalnego zespołu, który ma opracować metody, dzięki którym pacjenci będą częściej stosować się do zaleceń lekarskich - szczególnie w zakresie zażywania leków. Co to za przedsięwzięcie?

Faktycznie, udało się stworzyć wspólny zespół – złożony z senatorów, wybitnych profesorów, ekspertów, szefów towarzystw naukowych, farmaceutów, pracowników Ministerstwa – który ma się zająć problemem adherencji. Chodzi o to, że pacjenci nie przyjmują zapisanych leków. Mimo postawienia diagnozy, wykupienia leków, a czasami – otrzymania ich za darmo. Powoduje to nie tylko olbrzymie koszty leczenia różnych powikłań, ale i to, że żyjemy po prostu krócej, niż byśmy mogli. W Europie koszty nieprzestrzegania zaleceń szacuje się na ok. 125 mld zł rocznie; w Polsce według ostrożnych szacunków jest to od 6 do 10 mld zł. Gra idzie więc o wielką stawkę. Dzięki inicjatywie pani senator i wsparciu pani minister zdrowia Izabeli Leszczyny rozpoczynamy pracę. Skala problemu jest duża. Połowa Polaków nie wykupuje zapisanych leków. W terapii nadciśnienia po roku od zapisania leku – już ok. 50 proc. pacjentów rezygnuje z leczenia. Podobnie jest np. w leczeniu cukrzycy czy depresji. To walka o to, aby było mniej zawałów, udarów czy przedwczesnych zgonów. Mamy szereg bardzo konkretnych pomysłów: od szybkiego wprowadzenia widoczności dla lekarzy wszystkich zakupionych leków, tego czy recepta się nie skończyła, badań i pobytów w szpitalu po rozszerzenie roli farmaceuty w tzw. przeglądzie lekowym czy poradzie odnośnie do nowego leku. Trzeba się też zająć czymś, co całkowicie leży odłogiem, czyli edukacją i kampaniami informacyjnymi. Myślę, że pod koniec roku będziemy mieli wypracowane konkretne propozycje, które będziemy szybko wdrażali w życie w Ministerstwie, NFZ oraz w Centrum e-Zdrowia.

Lekarze zwracają uwagę, że mimo wprowadzania nowych terapii czy programów lekowych, nie mogą z nich korzystać, ponieważ brakuje odpowiednich wytycznych, np. dotyczących diagnostyki molekularnej, która umożliwiłaby stosowanie leków ujętych w tych programach.

Staramy się jedno z drugim łączyć, od 1 lipca mamy już nowe możliwości diagnostyczne szczególnie, jeśli chodzi o diagnostykę nowotworów. Będziemy tę diagnostykę sprowadzać jak najniżej, to znaczy na poziom ambulatoryjny. Chodzi o szybkość diagnozy, a potem wdrożenia terapii. No ale jeszcze czasami borykamy się z brakiem kadr w zakresie patomorfologii.

Kolejna tykająca bomba to zadłużenie szpitali. Był pan dyrektorem szpitala, więc zna pan realia. Dyrektorzy szpitali powiatowych nie widzą sytuacji tak optymistycznie, jak przedstawia ją Ministerstwo.

Odpowiem w ten sposób: czytałem ostatnio dane zebrane niemal ze wszystkich szpitali powiatowych przez Związek Powiatów Polskich. Przeanalizowano informacje z 229 szpitali i 119 miało zobowiązania wymagalne. Z tego wynika, że prawie 110 szpitali nie ma zobowiązań wymagalnych. Zobowiązania wymagalne to takie, które są problemem dzisiaj, kiedy dany szpital jest zadłużony – czy to u dostawców, czy w różnych innych instytucjach. Z perspektywy byłego dyrektora szpitala powiatowego – posiadanie zobowiązań wymagalnych to był taki dzień powszedni. Pamiętam moment, kiedy mój szpital pierwszy raz wyszedł ze zobowiązań wymagalnych. Byłem zdziwiony, że taka chwila mogła nastąpić. Od tamtej pory, tj. od trzech lat, szpital w Sandomierzu zobowiązań wymagalnych nie ma. Dobrym przykład jest też szpital powiatowy w Kraśniku, gdzie byłem dyrektorem w latach 2012-2019. W 2022 r. szpital ten miał zanotowane ponad 20 mln zł straty w jednym roku. Po zmianie dyrekcji miał już dobry wynika za 2024 r. i nie ma zobowiązań wymagalnych.

To również kwestia umiejętności i działalności menadżerskiej, nie tylko samego finansowania z NFZ. Chociaż, patrząc na to z innej strony, szpital powinien przede wszystkim leczyć, a nie zastanawiać się, jakie procedury opłacają się bardziej. Jednak nie może też być i tak, że zupełnie nie liczy się z kosztami. Popatrzmy na województwo lubelskie. Jestem w stanie wymienić kilka placówek, które mają dobry wynik finansowy i są szpitalami powiatowymi. Już nie mówię o szpitalach wojewódzkich czy klinicznych, które mają także dobre wyniki finansowe.

Mamy duży problem w niektórych szpitalach powiatowych. Na pewno trzeba im pomóc zwiększyć to finansowanie, bo to one mają podstawowe oddziały i są najbliżej pacjentów.

Wprowadziliście system, który ma skrócić kolejki do specjalistów – premie za nowych pacjentów i kary za ich brak. Tyle że to trochę strzał w kolano. Bo co w sytuacji, gdy nowych pacjentów po prostu nie ma? Albo gdy poradnia skutecznie ich wyleczyła i nie wracają? Kierownicy porani mówią, że takie rozwiązanie to chyba żart.

Nie są zadowoleni, ponieważ większość poradni specjalistycznych wykonuje bardzo dużo świadczeń kontrolnych, bo są to świadczenia nielimitowane. Nie uważam, że można nimi sterować, bo pacjent przyjdzie wtedy, kiedy jest taka potrzeba. To naprawdę nie jest prosty temat. Dotyka przecież też jakości leczenia i skuteczności. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego pacjenci czekają na pierwszą wizytę u specjalisty wiele miesięcy w sytuacji, kiedy są zachęty dla świadczeniodawców. Za pierwszą wizytę-poradę płacimy 80 proc. więcej. Pacjent nie może czekać 6, 9 czy 12 miesięcy na poradę specjalisty. Warto też wspomnieć, że mamy spore sukcesy w zakresie odwoływanych wizyt dzięki wprowadzeniu pilotażowej e-Rejestracji na świadczenia kardiologiczne oraz badania w ramach programów profilaktycznych – mammografii i cytologii.

Jakie jest największe wyzwanie na najbliższe miesiące?

Najbliższe miesiące to nowelizacja ustawy refundacyjnej; to bardzo duże zadanie. Po opracowaniu uwag będę starał się, aby jak najszybciej znalazła się na Stałym Komitecie Rady Ministrów. Ta nowelizacja to 100 zmian, z czego 30 to są zmiany deregulacyjne, a w tym momencie deregulacja jest ważnym zadaniem rządu.

Co to oznacza dla zwykłego pacjenta? Będzie miał leki sprawniej i szybciej ?

Będzie szybciej i sprawniej, jeżeli chodzi o leki, szczególnie te innowacyjne. Nie będziemy czekali np. 2,5 roku na wniosek firmy o refundację leku, tylko sami zyskamy możliwość wezwania firmy do złożenia wniosku refundacyjnego na szczególnie potrzebne leki. Jeśli zgłosimy się do firmy i powiemy, że chcemy objąć refundacją dany lek, będzie ona miała obowiązek złożyć wniosek refundacyjny. Jeżeli tego nie zrobi, może stracić wyłączność rynkową. Od chwili złożenia wniosku czas na wdrożenie refundacji to ok. 200 dni, czyli o wiele krócej niż jeszcze kilka lat temu. Obecnie, bardzo często czekamy nawet dwa lata na złożenie wniosku.

Porozmawiajmy o Funduszu Medycznym; pierwotnie miał służyć finansowaniu wszystkich terapii zarejestrowanych w Europie, zanim zostaną objęte refundacją w Polsce.

Tak się dzieje. Fundusz Medyczny finansuje dwa rodzaje terapii. To są leki o ugruntowanej skuteczności klinicznej oraz leki innowacyjne. Po kilka terapii w tych grupach jest obecnie finansowanych z Funduszu. Mogą być stosowane przez 2 lata. Tak było w przypadku chociażby SMA. Leczenie SMA do refundacji włączono właśnie z Funduszu Medycznego przez okres 2 lat. Po tym czasie Fundusz Medyczny nie może finansować leczenia SMA. Obecnie jest ono finansowane z centralnego budżetu na refundację. Fundusz szczególnie pomaga w przypadku chorób rzadkich i chorób dziecięcych. Ma spore nadwyżki zarówno w lekach, jak i w inwestycjach, ale powoli dajemy sobie z tym radę.

W Funduszu Medycznym jest 4,5 mld zł na leczenie onkologiczne. Mamy też duże środki na psychiatrię. Ponad 3 mld zł jest przeznaczone na inwestycje w szpitale psychiatryczne i centra zdrowia psychicznego.

Pacjenci z hemofilią sygnalizują problemy z dostępem do leczenia. Chodzi o wolne tempo refundacji leków dla części chorych – takich, które nie muszą być podawane w warunkach szpitalnych. Pojawia się też problem dzieci, którym kończy się terapia, ponieważ program lekowy przewidywał leczenie tylko do 2. roku życia. Tymczasem dzieci rosną. Co dalej?

Pracujemy nad kompleksową reformą Narodowego Programu Leczenia Hemofilii, aby był on bardziej przejrzysty i odpowiadał potrzebom wszystkich, nawet najmniejszych grup pacjentów. To ciężkie schorzenie. Warto patrzeć nie tylko na koszty leków, ale na wszystkie koszty w tym np. koszty leczenia powikłań czy podawania leków starszej generacji w warunkach szpitalnych. Długo nie było zmian. Mamy pozytywne opinie konsultantów odnośnie do nowych programów lekowych. Myślę, że pod koniec wakacji przedstawimy rozwiązania. Co do dzieci, to chcę wszystkich uspokoić – do czasu finalnego rozwiązania zapewniliśmy kontynuację leczenia dzieciom, jakie wypadły z programu ze względu na wiek. Wchodzimy w konkretne rozmowy ze wszystkim zainteresowanymi w tym z pacjentami, producentami leków, lekarzami. Już bliżej niż dalej.

Czy resort zdrowia zdaje sobie sprawę z tego, że bez własnych, zlokalizowanych w Polsce fabryk leków jesteśmy uzależnieni od dostaw z krajów azjatyckich; że bezpieczeństwo państwa to nie tylko czołgi, ale także dostępność leków?

Bezpieczeństwo lekowe dotyczy m.in. fundamentalnych kwestii związanych z nieprzerwanym dostępem do leków, produkcją leków w kraju, zabezpieczeniem trwałych i nieprzerywalnych łańcuchów dostaw oraz zachętami dla producentów do inwestowania i produkcji substancji czynnych oraz leków gotowych na terenie naszego kraju. Należy jednak brać pod uwagę, że decyzje o produkcji danych substancji czynnych (API) czy też leków gotowych, zależą w głównej mierze od podmiotów odpowiedzialnych i są ich decyzjami biznesowymi. Biorąc zatem pod uwagę konieczność zwiększenia udziału w rynku produktów leczniczych wytwarzanych przez krajowy przemysł farmaceutyczny na terytorium Polski, w ocenie ministra zdrowia istotnym jest wypracowanie zachęt oraz zapewnienie wsparcia dla krajowego przemysłu, które realnie przełożyłyby się na podjęcie decyzji o rozpoczęciu produkcji lub utrzymaniu produkcji leków krytycznych w naszym kraju. W tym celu minister zdrowia prowadzi rozmowy z innymi resortami, jednostkami podległymi i instytucjami oraz prowadzi politykę lekową polegającą na stworzeniu odpowiednich warunków, w tym również uwarunkowań legislacyjnych, które zachęcą podmioty do zainwestowania w rozwój produkcji substancji czynnych, a także leków gotowych na terytorium naszego kraju. Minister zdrowia nie posiada możliwości finansowego wsparcia krajowego przemysłu farmaceutycznego, które można uznać za jeden z ważniejszych instrumentów oczekiwanej pomocy. Różnego rodzaju programy czy instrumenty pomocowe są w kompetencjach innych resortów i prowadzone są m.in. przez Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej czy też Ministerstwo Rozwoju i Technologii przy udziale innych właściwych instytucji i organizacji.

A konkretnie?

Mam świeży przykład. Jedna z dużych firm farmaceutycznych mająca już swoją fabrykę w Polsce planuje budowę nowej. Chce w niej produkować innowacyjny lek kardiologiczny nie tylko dla Polski, ale i dla Europy oraz innych państw na świecie. Do tego zapewnia własne finansowanie. Wyzwaniem jest to, że trzeba inwestycję zrealizować szybko, a w Polsce wiele instytucji nie ma zakreślonych terminów podejmowania decyzji administracyjnych. Rozwiązaniem jest wpisanie inwestycji na tzw. szybką ścieżkę. Jest to w gestii ministra rozwoju i technologii. Ścigamy się z czasem, w grze są bowiem także inne lokalizacje. Nie możemy przegrać tego wyścigu. Rozmawiamy; wszystko jest na dobrej drodze.

Czy planowane są zmiany na liście leków dla seniorów ?

Zmiany na liście leków dla seniorów odbywają się sukcesywnie z każdym obwieszczeniem, kiedy pojawiają się nowe produkty zawierające konkretne substancje czynne, które są już na darmowych wykazach lub znikają z wykazów na skutek skrócenia decyzji refundacyjnej lub braku złożenia wniosku na kolejny okres refundacyjny. Co jakiś czas pojawiają się nowe technologie, które do tej pory się na niej nie znajdowały. Takim przykładem jest szczepionka na półpaśca albo RSV, które zostały umieszczone na liście darmowych leków dla seniorów w obwieszczeniu kwietniowym.

Chcę jasno powiedzieć: nic co dane, nie będzie odebrane. Zrobimy wszystko, aby z listy nie zniknął żaden lek. Będziemy dopisywali, ale pod warunkiem, że podobnych nie ma już na liście.

Foto: .