- Wszyscy, których znam z dializ, chcą nerki. Nie spotkałem osoby, która powiedziałaby, że nie chce przeszczepu - mówi Piotr Lisiowski z Bieździedzy pod Jasłem. Ma 32 lata i jest na rencie. To ostatni pacjent, któremu 21 marca przeszczepiono nerkę w Lublinie. Czekał na nią półtora roku. Od tego czasu ani w Lublinie, ani w Białymstoku żadnego organu nie przeszczepiono.
[srodtytul]Lekarze się boją[/srodtytul]
Na wschodzie Polski atmosfera związana z przeszczepami jest szczególnie zła. Lekarzom z Lublina prokuratura zarzuciła, że umyślnie narazili życie pacjentów. Po przeszczepie trzy osoby zachorowały na rzadką odmianę białaczki: 19-letni dawca miał jej ukrytą formę. -Ta odmiana choroby dotyka jedną osobę na pięć milionów. Taki przypadek zdarzył się po raz pierwszy - tłumaczy prof. Wojciech Rowiński, konsultant krajowy ds. transplantologii.
W Białymstoku Wojciech S., lekarz podejrzany przez prokuraturę o zorganizowanie prowokacji wobec swojego szefa, oskarżył kolegów ze szpitala o podawanie pacjentom thiopentalu. Lek miał spowodować ich śmierć i umożliwić pobieranie organów.
Prokuratura wszczęła śledztwo. Choć zarzuty się nie potwierdziły, a komisja powołana przez ministra zdrowia wykluczyła taką możliwość, wyssana z palca afera trafiła do mediów. To nałożyło się na fatalną atmosferę po zatrzymaniu w Warszawie kardiochirurga Mirosława G. -Wszystko stanęło. Lekarze boją się odłączać pacjentów od aparatury, prosić rodziny o zgodę na pobranie organów. Szpitale powiatowe przestały nas już nawet informować o potencjalnych dawcach. Wolą unikać sytuacji, które mogłyby rodzić oskarżenia i problemy -mówi lubelski transplantolog. Wspomina, że jeszcze rok temu zdarzało się, że przez trzy - cztery doby był w pracy, bo pobierał organy do przeszczepu. - Teraz cisza i spokój. Po dyżurzewracam do domu, rodzina jest zadowolona. Tylko pacjentów mi żal -dodaje.