Zapowiedziały, że jeśli dyrektor nie podniesie pensji, we wtorek strajk potrwa trzy godziny, a w środę – cztery.
– Z każdym dniem akcja protestacyjna będzie wydłużana – twierdzi Małgorzata Hirzewska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Barlickim. – Będziemy strajkować do skutku.Protestujące są w sporze zbiorowym z dyrekcją od 15 stycznia. Żądają, żeby pensja podstawowa początkującej pielęgniarki wynosiła 2 tys. zł brutto, z pięcioletnim stażem pracy – 2,5 tys. zł, dziesięcioletnim – 3 tys. zł, a oddziałowych – 3,5 tys. zł. Dyrektor Piotr Kuna nie zamierza się spotykać z pielęgniarkami. – Protest jest nielegalny, bo w referendum opowiedziało się za nim tylko 36 proc. pracowników. Żądania pielęgniarek są nierealne. Ze wszystkimi dodatkami chciałyby zarabiać 7 tys. zł brutto, a szpitala na to nie stać. W sierpniu średnia płaca pielęgniarki wyniosła 3580 zł brutto.
Według pielęgniarek dyrektor manipuluje faktami. Referendum było osobne dla pielęgniarek i reszty załogi. – 97 procent z nas było za strajkiem – twierdzi Hirzewska. – 3,5 tysiąca złotych z dyżurami zarabiają pracownice z 25-letnim stażem, a młodsze mają niższe pensje. Według naszych obliczeń przeciętne zarobki wynoszą około 3 tys. zł.
W Szpitalu im. Barlickiego pracuje 370 pielęgniarek, z których około 150 wzięło udział w akcji. Część z nich pozostało na oddziałach intensywnej terapii, dializ i izbie przyjęć. – Nie miałem sygnałów, że ktokolwiek z pacjentów ucierpiał, ale czy podobnie będzie w kolejnych dniach protestu, tego nie mogę zapewnić – dodaje Piotr Kuna.
Władze Uniwersytetu Medycznego, do którego należy placówka, oczekują, że spór zostanie zażegnany. – Dyrektor nie zgłaszał problemów, więc pewnie sobie poradzi – stwierdził prorektor Marian Brodzik.