Gromy posypały się na niego, gdy w maju 2007 roku został dyrektorem szpitala w Żurawicy. – To było polityczne posunięcie, by odwołać poprzedniego, dobrego dyrektora i zastąpić go Kołakowskim – uważa poseł Tomański z PO.
„Ojcem chrzestnym” mianowania historyka dyrektorem szpitala psychiatrycznego był Kazimierz Ziobro, odpowiedzialny za służbę zdrowia wicemarszałek Podkarpacia z PiS. – Znamy się od lat – przyznaje Kołakowski.
[srodtytul]Nie chcieli go wpuścić, nie chcą wypuścić[/srodtytul]
Protestujący pracownicy nie wpuścili nowego dyrektora do szpitala. Musiał nim przez kilka dni kierować z zewnątrz.
Kilkunastu lekarzy zwolniło się z pracy. Za 24-godzinny dyżur żądali ponad 1600 zł. Dyrektor tłumaczył im, że nie ma pieniędzy na tak duże podwyżki i nieetyczne jest, by za jeden dyżur płacić tyle, co pielęgniarce za miesiąc.
Zagroził, że w ich miejsce ściągnie medyków z Ukrainy.
Gdy lekarze się uspokoili, strajk zaczęły pielęgniarki. Rozpoczęły protest głodowy. Natychmiast dołączył do nich... dyrektor. Z domu przywiózł śpiwór, odzież na zmianę i głodował w gabinecie.
Na biurku postawił biało-czerwoną flagę z napisem „strajk pielęgniarek”. – Tylko w psychiatryku mogło się zdarzyć, że razem głodują dwie strony konfliktu – komentowały siostry.
Później pieniądze z pierwszego wygranego procesu z Ministerstwem Zdrowia w całości przeznaczył na podwyżki dla sióstr. Naczelna pielęgniarka szpitala Dorota Bobko wspomina, że protestowały przeciwko sposobowi, w jaki odwołano poprzedniego dyrektora. – Ale lepiej nie mogliśmy wówczas trafić – ocenia po ponad dwóch latach.
Szpital jest teraz w dobrej kondycji, nie ma długów, tylko dyrektor przypłacił to zdrowiem. Przeszedł zabieg wszczepienia bajpasów.
Pracownicy proszą go, by nie zostawiał szpitala, bo lepszego szefa sobie nie wyobrażają. Kierująca Związkiem Zawodowym Pielęgniarek w szpitalu Alicja Kłyż przyznaje, że powitanie nowego dyrektora nie było dla niego miłe.
– Dziś też nie wszyscy, zwłaszcza lekarze, pieją z zachwytu, ale zjednał sobie uznanie większości. Przede wszystkim okazał się człowiekiem, który potrafi rozmawiać z personelem i rozwiązywać problemy – podkreśla szefowa związku.
Jej zdaniem dobrze się stało, że dyrektorem nie został lekarz, lecz człowiek z zewnątrz, bo jest bardziej obiektywny wobec wszystkich grup zawodowych. Chwali, że skutecznie zabiega o pieniądze dla szpitala, planuje jego rozwój, inwestycje.
Chwali go też poseł Tomański z PO. – Po dość trudnych początkach okazał się sprawnym menedżerem – ocenia.
– To miłe, gdy po tylu zawirowaniach dostaje się płynące z serca dowody sympatii – opowiada wzruszony Kołakowski. Powtarza swoją dewizę życiową, że starostą czy dyrektorem się bywa, a człowiekiem trzeba być w każdej chwili.
– Jest jakaś linia graniczna, której nie można przekroczyć, bo człowiek staje się świnią – mówi. Zapewnia, że codziennie przegląda się w lustrze i nie musi go odwracać.
[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora
[mail=j.matusz@rp.pl]j.matusz@rp.pl[/mail][/i]