– Na początku tego roku padł rekord. Do okręgowej rady lekarskiej zgłosił się ortopeda, któremu fundusz nakazał zwrócić 800 tys. zł za recepty na leki refundowane nienależne choremu. Lekarz sprzedał mieszkanie i zapłacił, bo NFZ postraszył go odsetkami za każdy dzień opóźnienia – mówi Maciej Jędrzejowski, przewodniczący mazowieckiego związku zawodowego lekarzy.
Dodaje, że tak wysokie kary nie zawsze odpowiadają kwotom, które NFZ stracił z tego powodu, że pacjenci wykupili nienależne im leki. Fundusz zastrzega sobie jednak takie sumy jako kary umowne za nienależyte wykonanie zobowiązań. Wysokość procentową stawek określa w umowach na wystawianie recept refundowanych, które podpisuje z lekarzami prowadzącymi prywatną praktykę na podstawie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej. Jeśli medyk nie zapłaci kary, fundusz może rozwiązać umowę z jego gabinetem bez wypowiedzenia.
Co więcej, podstawę prawną do żądania tak wysokich kar umownych daje funduszowi rozporządzenie w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Dodatkowo stawkę winduje fakt, że NFZ kontroluje recepty wystawione pięć lat temu. Lekarze uważają, że przynosi to funduszowi nieuzasadnione korzyści.
– Nie bronimy nieuczciwych lekarzy, którzy rzeczywiście naciągają płatnika. Wtedy sprawa trafia do prokuratury i rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Nasze przewinienia trzeba jednak stopniować i nie nakładać drakońskich kar na osoby niewinne, które nieświadomie nie wpisały do dokumentacji medycznej wzmianki o recepcie – tłumaczy Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
[wyimek]Kary NFZ uważamy za represje. Fundusz powinien je stopniować zależnie od zawinienia[/wyimek]