Eksperci z całej Polski podzielili szpitale i oddziały onkologiczne na trzy grupy w zależności od tego, jak zaawansowane leczenie można tam prowadzić. Po to, by m.in. poprawić organizację terapii chorych z nowotworami. "Rz" dotarła do listy, która trafiła do Ministerstwa Zdrowia już miesiąc temu.
– To pierwszy krok w kierunku ustalenia tzw. referencyjności szpitali onkologicznych, czyli posegregowania ich zależnie od tego, czy wykorzystują najbardziej zaawansowane metody leczenia – mówi Janusz Meder z Polskiej Unii Onkologii.
Wyspecjalizowane nie dla każdego
Po co takie segregowanie? – Dostęp do leczenia onkologicznego jest ograniczony, a potrzeby pacjentów są coraz większe – mówi Jerzy Gryglewicz ze Szkoły im. Łazarskiego. – Tańsze, mniej skomplikowane procedury powinny być wykonywane w mniejszych ośrodkach: szpitalach wojewódzkich lub dobrych szpitalach powiatowych. Odciążyłoby to najbardziej specjalistyczne placówki i obniżyło koszty leczenia.
Na przykład do szpitali z pierwszego – najniższego – stopnia referencyjności trafialiby pacjenci, którzy przeszli już operację oraz leczenie i teraz wymagają kontroli przez wiele kolejnych lat, czy nie ma nawrotu choroby. – Choroba nowotworowa jest chorobą przewlekłą, pacjent pozostaje pod naszą opieką całymi latami – tłumaczy Meder. Dlatego nie ma potrzeby, by jeździł na kontrolę do dużych specjalistycznych ośrodków.
Natomiast tacy pacjenci, podobnie jak osoby, którym onkolodzy nie mogą już pomóc i lekarz łagodzi u nich tylko skutki choroby, trafiają nawet do najbardziej wyspecjalizowanych placówek.