Jak to wpłynie na pacjentów? – Na listach nie znalazły się popularne leki, do których NFZ dopłacał kilkadziesiąt milionów rocznie. Oznacza to, że setki tysięcy pacjentów leczonych tymi lekami będzie musiało zmienić terapię i być może zwiększyć wydatki, tak by korzystać z refundowanych leków – ostrzega Michał Pilkiewicz z firmy badawczej IMS Health. Niewątpliwie w styczniu wielu chorych uda się do swoich lekarzy, by skonsultować z nimi zmiany w swojej terapii.
Mimo że resort zdrowia informuje, iż ceny farmaceutyków wyraźnie spadły, to niektórzy chorzy zapłacą za nie więcej. Wyższe wydatki to będą efekty nie tylko zmian na liście refundowanych leków, ale też tego, że w aptekach nie będzie już promocji. Refundowane farmaceutyki będą sprzedawane w każdej aptece po takiej samej cenie. – Do tej pory w jednej z sieci aptek wydawałem co miesiąc 12,5 złotego. Teraz zapłacę sześć razy więcej: 70 złotych. Niby kwota nie bardzo wysoka, ale wolałbym te pieniądze wydać na pizzę albo prezent dla żony – pisze na jednym z forów internetowych pacjent chory na cukrzycę.
Firmy farmaceutyczne, których preparaty wypadły z list refundacyjnych, jeszcze liczą, że uda się im na te listy wrócić.
– Było nam bardzo trudno przekonać naszą zagraniczną centralę do obniżania cen w Polsce – mówi przedstawiciel jednego z zachodnich koncernów. – Być może zdecyduje się na to, widząc, że NFZ przestaje w ogóle do naszych produktów dopłacać, a pacjenci w praktyce tracą do nich dostęp.
Jak podaje stowarzyszenie innowacyjnych firm farmaceutycznych INFARMA, kolejna lista refundacyjna ma się ukazać już w styczniu.
Niektóre koncerny same zrezygnowały z dopłat do swoich leków. Dlaczego? Bo ustawa refundacyjna nakłada na nie bardzo duże obostrzenia: nie wolno prowadzić promocji leków (np. obniżać ich cen w wybranych aptekach). – Nie wszystkim firmom to się opłaca. Jeśli refundacja leku nie jest wysoka, wolą zrezygnować z niej, obniżyć cenę i mieć większą swobodę działania na rynku – mówi Latuszek-Łukasiewicz.