Konflikt między Ministerstwem Zdrowia a NFZ pogłębia zamieszanie związane z lekami refundowanymi. Od  lipca najdroższe terapie będą finansowane na nowych zasadach. Ale nie ma pewności, czy NFZ zdąży podpisać kontrakty ze szpitalami na leczenie najdroższymi lekami.

Niedawno prezes NFZ Jacek Paszkiewicz informował resort zdrowia, że by proces kontraktowania przebiegł bez zakłóceń, musi otrzymać dane o cenach leków najpóźniej do końca marca. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że termin jest realny. – Zakończyliśmy negocjacje z firmami farmaceutycznymi, a decyzje administracyjne dotyczące refundacji są w miarę ich wydawania przekazywane do NFZ – mówiła  Agnieszka Gołąbek, rzecznik resortu.

Wczoraj okazało się, że zakończenie negocjacji nie oznacza, iż problem rozwiązano. Fundusz odesłał otrzymane dokumenty zawierające m.in. informacje o cenach leków ministerstwu. „W przekazanych dokumentach stwierdzono błędy merytoryczne – nieprawidłowości i braki, oraz formalne – brak potwierdzenia za zgodność. Jako że Narodowy Fundusz Zdrowia nie jest upoważniony do ich weryfikacji, odesłano je do Ministerstwa Zdrowia w celu ich zweryfikowania" – napisał rzecznik NFZ na stronie internetowej.

– Przekazaliśmy już kilkaset decyzji dotyczących refundacji leków. Jeśli trzeba uzupełnić dokumenty, robimy to na bieżąco. Nie ma powodu sądzić, iż Fundusz nie otrzyma ich przed końcem marca – uspokaja Gołąbek.

Urzędników NFZ niepokoi też, że resort zdrowia chce ogłosić obwieszczenie zawierające ceny leków szpitalnych 1 maja – kiedy będzie ogłaszana lista refundacyjna. Do refundacji drogich terapii na nowych zasadach zostaną tylko dwa miesiące. – To bardzo mało czasu – mówi Paweł Sztwiertnia z Infarmy, zrzeszenia innowacyjnych firm farmaceutycznych. – Nawet jeśli Fundusz zdąży przeprowadzić konkurs na leczenie, pozostaje pytanie, czy szpitale zdążą te leki kupić. Na żadne opóźnienia nie można sobie pozwolić, bo groziłoby to chorym przerwaniem terapii.