Na pomysł stworzenia grupy, która będzie negocjować z dostawcami niższe ceny za zakupy, dyrektorzy szpitali wpadli, gdy PZU zaproponowało im horrendalne ceny polis ubezpieczeniowych. – Nawet sto szpitali chce wspólnie negocjować z firmami warunki ubezpieczenia – mówi Wojciech Kaszyński, dyrektor szpitala w Siedlcach i organizator przedsięwzięcia. – Chcemy iść dalej i wspólnie kupować także sprzęt, leki, usługi doradcze. Wstępnie zainteresowanych jest 50 szpitali, na początek w skład grupy zakupowej wejdzie dziesięć placówek.
Autorzy pomysłu podkreślają, że na rozwiązaniu mogą zyskać głównie małe szpitale. To im firmy sprzedają swoje wyroby po wyższych cenach, rabaty łatwiej negocjować dużym placówkom. – Działa efekt skali. Im większe zamówienie, tym większa motywacja dostawców do obniżania cen – tłumaczy dyrektor Kaszyński.
Na przykładzie swojego szpitala wylicza, ile można zaoszczędzić. W tej chwili placówka wydaje 15 mln zł rocznie na leki. Dzięki temu, że kupuje je w przetargu, firmy proponują mu ceny o 3 – 5 proc. niższe od rynkowych. – Gdybyśmy kupowali je równocześnie dla kilku szpitali, te obniżki byłyby rzędu 5 – 15 proc. – twierdzi Kaszyński. A to oznacza tylko w jednym szpitalu roczne oszczędności sięgające od 700 tysięcy do nawet 2,2 mln zł.
Inny przykład: na droższy sprzęt (taki, który kosztuje powyżej 50 tys. zł) siedlecki szpital wydaje rocznie 2 mln zł i uzyskuje rabaty od 3 do 7 proc. ceny. Gdyby kupował je wspólnie z innymi placówkami medycznymi, sięgałyby one 10 – 20 proc. To przekłada się na 230 – 460 tys. zł zostających co roku w kasie.
Takie rozwiązania działają na Zachodzie: po kilkaset placówek wspólnie robi zakupy w Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy Hiszpanii. – W Polsce dzięki wspólnym zakupom jesteśmy w stanie zaoszczędzić przynajmniej 15 proc. ich wartości – szacuje prof. Jarosław Fedorowski, prezes spółki Szpitale Polskie (zarządza niepublicznymi szpitalami w Sztumie i Połczynie-Zdroju).