Podczas burzy 13 sierpnia pioruny aż czerokrotnie uderzały w sieć elektryczną w pobliżu firmowego centrum. Spowodowało to krótką przerwę w zasilaniu systemów przechowywania danych. Mimo, że awaryjny systemy podtrzymywania zasilania uruchomiły się automatycznie, Google przyznaje, że niewielka część informacji została utracona.
Problemy dotyczą klientów instytucjonalnych korzystających w Google Compute Engine. To serwery uruchamiające zdalne aplikacje oraz przechowujące dane. Firma zapewnia, że konsumenckie usługi, takie jak poczta Gmail, czy dysk sieciowy Google Drive są bezpieczne.
Google twierdzi, że awaria zasilania spowodowała utratę zaledwie 0,000001 proc. przechowywanych informacji w Europie Zachodniej. A ponieważ dane są automatycznie kopiowane na kilka serwerów, klienci nie powinni doświadczyć rzeczywistej utraty danych. Innego zdania jest jednak Charley David z francuskiej firmy Azendoo, który w rozmowie z CNN skarży się, że utracił dostęp do swoich danych na 12 godzin. „Google odzyskało tylko niewielką ich część, a większość musieliśmy przywrócić sami korzystając z kopii bezpieczeństwa na innych serwerach i nośnikach — mówił David sieci CNN.
Google przyznało, że cała odpowiedzialność za problemy spada na nich. Firma zasugerowała klientom sporządzanie kopii danych również na innych dyskach sieciowych i korzystanie z innych usług Google w celi minimalizacji ryzyka.
Joe Beda, który pracował dla Google i współtworzył Compute Engine podkreśla, że wyładowania podczas burzy to w sumie niewielki problem dla infrastruktury IT firmy. Jego zdaniem znacznie poważniejszym, ale nie tak chętnie nagłaśnianym przez media, są ludzie uszkadzający światłowody, czy szczurze kolonie w budynkach.