Nasz czytelnik podpisał umowę o budowę lokalu z jedną z warszawskich spółdzielni mieszkaniowych. Cena jest bardzo kusząca - 4,7 tys. zł za mkw., do tego koszty miejsca postojowego. Płatności są rozłożone na osiem rat. Najpierw płaci się tylko 10 proc., potem co dwa miesiące uiszcza kolejne raty. Ostatnia rata, uzupełniająca, ma uwzględniać wzrost cen materiałów budowlanych, kosztów pracy, wzrost stawek VAT itp. Spółdzielnia obiecuje jednak zwolnić z tej ostatniej raty osoby, które całość pozostałych rat uiszczą jednorazowo.
- Czy to oznacza, że jeśli teraz wyłożę całą kwotę, to zapłacę za mieszkanie mniej niż inni? Wydaje mi się to mało prawdopodobne - powątpiewa nasz czytelnik.
Sceptycyzm czytelnika jest uzasadniony. Oferta brzmi atrakcyjnie, ale to pozory. Specyfiką umowy ze spółdzielnią jest bowiem to, że ostatecznego rozliczenia kosztów budowy dokonuje się po jej zakończeniu. Wtedy też wyliczane są różnice między tym, co członek spółdzielni powinien zapłacić, a sumą wcześniejszych wpłat.
Art. 17 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych (DzU z 2003 r. nr119, poz. 1116 ze zm.) przewiduje, że gdy ostateczne rozliczenie kosztów budowy wykaże niezgodność ze wstępnie określonymi kosztami budowy, to trzeba tę różnicę dopłacić. Również art. 18 ustawy - dotyczący budowy mieszkania na zasadzie pełnej własności -przewiduje, że spółdzielca, choć może wnosić opłaty według zasad określonych przez spółdzielnię, musi sfinansować całość kosztów budowy przypadających na jego lokal.
Zwolnienie jednego lub kilku członków z części opłat oznaczałoby w praktyce, że przerzuca się te koszty na pozostałych spółdzielców. Z istoty działania spółdzielni wynika bowiem, że budowa mieszkań jest tak naprawdę finansowana przez członków w postaci wkładów. Dlatego spółdzielniom trudno obiecać ulgi lub stosować promocje, jakie stosują deweloperzy.