Tak wynika z wyroku Sądu Najwyższego dotyczącego tragicznego zdarzenia sprzed ośmiu lat. W tej sprawie zasadnicze znaczenie miała kwestia częstotliwości robót. Chodziło o czyszczenie przewodów dymowych, spalinowych i wentylacyjnych w domu komunalnym administrowanym przez miejskie przedsiębiorstwo gospodarki mieszkaniowej.
Początek sprawie dało tragiczne wydarzenie z 26 września 1999 r. 18-letni Krzysztof S. z kolegą Robertem poszedł się wykąpać do miejscowej pralni, bo w mieszkaniach z powodu remontu nie było warunków. Robert poczuł się w pewnym momencie bardzo źle i wyszedł z pralni. Gdy zrobiło mu się trochę lepiej, wrócił po nieprzytomnego Krzysztofa. Ten jednak zmarł w szpitalu w połowie października.
Rodzice wystąpili na podstawie art. 446 kodeksu cywilnego do sądu przeciwko przedsiębiorstwu z żądaniem 100 tys. zł odszkodowania i przeciwko Janowi J., mistrzowi kominiarskiemu, z żądaniem 50 tys. zł. Domagali się zwrotu kosztów choroby, pogrzebu i nagrobka oraz odszkodowania za znaczne pogorszenie sytuacji życiowej wskutek śmierci jedynego dziecka.
Jan J. prowadził specjalistyczny zakład kominiarski i w umowie z przedsiębiorstwem spisanej w 1996 r. zobowiązał się do czyszczenia przewodów dymowych, spalinowych i wentylacyjnych, m.in. w domu, w którym doszło do tragicznego zdarzenia.
Przeciwko Janowi J. prokuratura wszczęła postępowanie karne, które skończyło się wyrokiem uniewinniającym. W tym stanie rzeczy rodzice Krzysztofa S. wycofali powództwo cywilne przeciwko niemu, ale utrzymali powództwo wobec przedsiębiorstwa.