Duża podaż i wysoka elastyczność rynku podczas negocjacji cenowych mogą jednak sprawić, że nieruchomościami zainteresują się osoby, które mają dosyć obietnic o spektakularnych obniżkach cen.
Kończą się jedne z gorszych dla rynku nieruchomości wakacji. Czy oznacza to, że niekorzystna sytuacja również minie? – Do 2007 roku wakacje nie były klasycznym czasem przestoju. Klienci stale byli obecni na rynku. Ubiegłoroczne wakacje były wręcz bardzo obfite pod względem liczby transakcji. Wynikało to m.in. z powrotu do kraju wielu osób, które wcześniej emigrowały za chlebem – ocenia Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. – Te wakacje są zdecydowanie inne. Złożyło się na to wiele czynników. Przede wszystkim zmiany polityczne i związane z nimi obietnice dotyczące pewnych uproszczeń w gospodarce mieszkaniowej. Sprawiły one, że letnie miesiące były okresem oczekiwania. Mocny złoty i liczne wahania na światowych giełdach również wpłynęły na taki rozwój sytuacji.
Klienci po prostu się uspokoili. Trzeba jeszcze przypomnieć wiosnę, kiedy nastąpiło pewne załamanie rynku pierwotnego.
Stagnacja sprawiła, że znaczna część osób postanowiła czekać na obiecane spektakularne spadki cen. Okazuje się jednak, że wielu osobom skończyła się cierpliwość. Na rynek znowu wracają poszukiwacze okazji.
– Spadki cen przejawiają się w różny sposób i bardzo często nie są tak drastyczne, jak zapowiadali analitycy. Właśnie dlatego ludzie wracają na rynek. Chcą jednocześnie wykorzystać zwiększoną podaż i rosnącą możliwość negocjacji. Rynek jest teraz pod tym względem bardzo elastyczny. Sprawia to, że rośnie liczba transakcji. Rynek powoli, ale zaczyna się podnosić – podkreśla Tomasz Błeszyński.