Część deweloperów nie ma już możliwości obniżek cen. Nie brak jednak i takich – zdaniem Łukasza Madeja, szefa ProDevelopment – którzy z powodzeniem mogą zaproponować tańszą ofertę, nawet o 15 proc. w porównaniu z dotychczasową.
– Duża część niesprzedanych mieszkań będzie wykończona i wynajmowana. W Warszawie w 2009 r. będzie to nie mniej niż 3 tys. jednostek. Walcząc o płynność finansową, deweloperzy nie będą mogli sobie pozwolić na utrzymywanie czy zarządzanie całymi osiedlami niewykończonych i niesprzedanych mieszkań. Powtórzy się więc scenariusz z Łotwy, gdzie po załamaniu na rynku nieruchomości całe osiedla były adaptowane na projekty pod wynajem – twierdzi Madej.
Jego zdaniem pojawi się miejsce dla taniego budownictwa w nowych technologiach, w cenach zapewniających rządowe dopłaty do kredytów. Spadnie natomiast skala budownictwa apartamentowego i o podwyższonym standardzie.
Obecnie najdroższe jest wykonawstwo, którą sięga ok. 60 proc. kosztu budowy 1 mkw. – Przy cenie metra 9 tys. zł stanowi prawie 5 tys. zł. Projekt oraz nadzór to 250 – 300 zł, czyli około 4 proc. każdego metra. Infrastruktura pochłania natomiast 3 – 13 proc. wszystkich kosztów. Cena działki jest do zniesienia, jeśli stanowi nie więcej niż 15 proc. Jeśli jest droższa, ciężko zwraca się w kosztach. Natomiast koszty finansowe stanowią 5 – 8 proc. wydatków. Sama marża wynosi ok. 20 proc. – wylicza Jacek Kaliszuk, dyrektor do spraw realizacyjnych w Polnordzie.
Jak zauważa Łukasz Madej, największe dziś różnice w ofertach deweloperów dotyczą udziału kosztów zakupu gruntu. Są inwestycje, gdzie grunty stanowią ok. 5 proc. ceny mieszkania, ale i takie, gdzie udział ten wyniesie 30 proc. – Tak będzie np. w projektach realizowanych na miejscu zajezdni Inflancka i Chełmska – tłumaczy Madej.