Stracili pieniądze za dom, bo nie spisali umowy

Dom w Otrębusach, który pięć lat temu był wart prawie 600 tys. zł, zadłużone małżeństwo sprzedało znajomemu za pół ceny, by szybko pokryć długi. Ten miał go odsprzedać po rynkowej cenie, a potem oddać różnicę. Spór o rozliczenia trwa

Publikacja: 24.08.2009 04:01

Dom w Otrębusach, który przechodził z rąk do rąk, jest dziś wart ok. 1,3 mln zł. Komornik próbował g

Dom w Otrębusach, który przechodził z rąk do rąk, jest dziś wart ok. 1,3 mln zł. Komornik próbował go sprzedać za 896,2 tys. zł.

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Budynek, który przechodził z rąk do rąk, trafił na komorniczą licytację. Według dzisiejszych wycen nieruchomość jest warta 1,344 mln zł. W drugiej licytacji wystawiono ją za dwie trzecie sumy oszacowania, czyli za 896,2 tys. zł.

[srodtytul]Koleżeńska przysługa[/srodtytul]

Historia domu w Otrębusach zaczęła się sześć lat temu. Wtedy to właścicielka willi przy ul. Nadarzyńskiej Elżbieta B.G. (nazwisko do wiadomości redakcji), szukając sposobu na wyprowadzenie swojej firmy z finansowych tarapatów, postanowiła budynek sprzedać.

Około 220-metrowy dom stojący na prawie 1000-metrowej działce trafił więc do biur nieruchomości. Sporządzona wycena opiewała na 560 tys. zł. Pośrednicy nie znaleźli jednak kupców, mimo obniżenia ceny do 500 tys. zł.

– Pod koniec 2003 roku zjawił się u nas Artur K., długoletni znajomy męża, który obiecał nam pośrednictwo w sprzedaży domu. Niedługo potem przyprowadził nabywcę. Okazało się, że go znamy. Był to Krzysztof S. – opowiada Elżbieta B.G. Nie miała to być jednak standardowa transakcja.

Plan był prosty. – Krzysztof S. miał kupić od nas dom za połowę jego wartości, tak bym mogła pospłacać długi firmy – opowiada Elżbieta B.G. – Potem zaś mieliśmy już na spokojnie znaleźć kupca, który zapłaci rynkową cenę, a Krzysztof S. odda nam różnicę. Niestety, wszystkie ustalenia były ustne. Nie sporządziliśmy pisemnej umowy i wszystko straciliśmy – przyznaje była właścicielka nieruchomości.

Notarialny akt sprzedaży strony podpisały w lutym 2004 r. – Cenę ustaliliśmy na 300 tys. zł, z czego dostałam 250 tys. zł, resztę zaś nabywca miał przeznaczyć na remont domu – dodaje.

Właścicielce zadłużonej firmy udało się pospłacać długi. Wraz z mężem spokojnie czekała na odzyskanie reszty pieniędzy za nieruchomość. – Nadal mieszkaliśmy w domu w Otrębusach. Jednak Krzysztof S. po pewnym czasie zażądał od nas 1500-złotowego miesięcznego czynszu. Nie mieliśmy pieniędzy, więc stanęło na tym, że odliczy je od sumy, którą ma nam oddać po sprzedaży domu – mówi nasza czytelniczka.

Państwo G. wiosną 2005 r. znaleźli kupców, którzy byli gotowi wyłożyć na dom 590 tys. zł. – Ale Krzysztof S. przyprowadził swoich. Zaoferowali nam 60 tys. zł mniej. Decyzję o kupnie podjęli nawet nie oglądając budynku, co było dla nas wyjątkowo dziwne. Zgodziliśmy się jednak, bo to S. był przecież formalnym właścicielem nieruchomości – tłumaczy Elżbieta B.G.

Nowym, kolejnym już właścicielem domu został prokurator Mieczysław B. Jak wspomina nasza czytelniczka, miał go kupić na kredyt. Akt notarialny strony transakcji podpisały w czerwcu 2005 r. – Choć dom zmienił właściciela, Krzysztof S. do dziś się z nami nie rozliczył – twierdzi Elżbieta B.G. – Dopłacił nam jedynie 55 tys. zł. W sumie więc, razem z 250 tys. zł, jakie dał nam na początku po sprzedaży mu domu, dostaliśmy 305 tys. zł. Jest nam winien ok. 200 tys. zł – wylicza. Inną wersję zdarzeń podał w prokuraturze Krzysztof S., twierdząc, że z panią G. całkiem się rozliczył.

[srodtytul]Nie dotarli do prawdy[/srodtytul]

Sprawa trafiła do żoliborskiej prokuratury rejonowej w 2006 r. Była właścicielka domu w Otrębusach złożyła zawiadomienie do organów ścigania, twierdząc, że nieruchomość została od niej wyłudzona.

– Krzysztof S. ograbił mnie z majątku bez najmniejszych skrupułów i wzbogacił się kosztem mojej rodziny – alarmowała.

W maju 2007 r. prokuratura śledztwo jednak umorzyła.

– Brakuje dowodów, że doszło do popełnienia przestępstwa – tłumaczy Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie. Dodaje, że nie ma bezstronnych, bezpośrednich świadków zdarzenia. Nie istnieją też wiarygodne dokumenty, które pozwoliłyby przyznać rację jednej ze stron.

Każda z nich podaje wykluczające się informacje. Według składającej doniesienie Krzysztof S. nie rozliczył się z nią i jest jej winien 200 tys. zł. On sam twierdzi, że wszystkie zobowiązania uregulował, dając mężowi powódki 100 tys. zł.

– Konfrontacja niczego nie wyjaśniła, bo obie strony są przekonane do swoich racji – mówi prokurator Martyniuk.

Tymczasem dom w Otrębusach, należący dziś do prokuratora B., trafił na komorniczą licytację. – Tytuł egzekucyjny uzyskał Getin Bank – informuje Maciej Gieros z sekcji prasowej sądu okręgowego w Warszawie. – 5 sierpnia miała się odbyć druga licytacja, ale nie było chętnych na tę nieruchomość – dodaje.

Z Krzysztofem S. nie udało się nam skontaktować. Telefony w jego domu milczą. Nikt nie odpowiadał też w kancelarii, która S. reprezentuje w innej sprawie. W jego sklepie pracownik poinformował nas, że S. do września jest na urlopie. Nie podał nam numeru komórki. Na urlopie jest też prokurator B.

[ramka][b]Piotr Zapalski - radca prawny, Kancelaria Prawna Chajec, Don-Siemion & Żyto[/b]

– Obie strony przedstawionego sporu zdają się nie kwestionować, że umawiały się na rozliczenie różnicy w cenie nieruchomości. Kwestią sporną jest wysokość dokonanych rozliczeń. Do rozstrzygania takich konfliktów powołane są jednak sądy cywilne, a nie organy prokuratury.

Jeśli zatem w ocenie poprzednich właścicieli nieruchomości rozliczenie jest nieprawidłowe, powinni rozważyć skierowanie sprawy na drogę postępowania cywilnego. Wcześniej muszą jednak ocenić, czy dysponują dowodami (np. świadkowie, dokumenty) dotyczącymi pierwotnych ustaleń odnośnie do wysokości kwot, jakie mają im przypaść z tytułu dalszej sprzedaży domu.

Dosyć powszechna praktyka ustnego ustalania warunków transakcji, które dotyczą majątku o znacznej wartości oraz niepotwierdzanie tych ustaleń na piśmie, skutkuje często poważnymi trudnościami w odtworzeniu treści uzgodnionych warunków, a w efekcie – również brakiem możliwości wyegzekwowania obowiązków, których takie ustne ustalenia dotyczyły.

Opisana historia to przykład negatywnych konsekwencji, na jakie się można narazić, powierzając innej osobie dokonanie pewnych czynności bez zawarcia pisemnej umowy. Umowy, która w razie sporu stanowiłaby dowód na to, jaki był zamiar stron oraz zasady płatności wynagrodzenia. Taka pisemna umowa nie musi mieć wcale formy rozbudowanego kontraktu. Wystarczy, że strony opiszą cel, jaki zamierzają osiągnąć, oraz zasady wzajemnych rozliczeń, umieszczając pod takim opisem własnoręczne podpisy.Jednocześnie, nawet przy braku pisemnej umowy, dowodami na okoliczność zawarcia umowy ustnej mogą być pisemne oświadczenia składane w toku jej realizacji, np.: pokwitowanie otrzymania określonych kwot, pismo potwierdzające wykonanie jakiegoś zobowiązania, którego ustna umowa dotyczyła.

—aig[/ramka]

Budynek, który przechodził z rąk do rąk, trafił na komorniczą licytację. Według dzisiejszych wycen nieruchomość jest warta 1,344 mln zł. W drugiej licytacji wystawiono ją za dwie trzecie sumy oszacowania, czyli za 896,2 tys. zł.

[srodtytul]Koleżeńska przysługa[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"