Problem bierze się stąd, że wpis do ewidencji zabytków nie jest decyzją administracyjną. Właściciel nie może go więc zaskarżyć, choć sam wpis wpływa na jego prawa i obowiązki. O wpisie dowiaduje się najczęściej dopiero wtedy, gdy występuje o warunki zabudowy i zagospodarowania, pozwolenie na budowę lub rozbiórkę. Nie ma jednak żadnych możliwości kwestionowania legalności czy zasadności wpisu.
Ograniczenia wychodzą na jaw
Prof. Irena Lipowicz nie zgadza się z Generalnym Konserwatorem Zabytków, który twierdzi, że wpis nieruchomości do ewidencji zabytków nie tworzy po stronie jej właściciela nowej sytuacji prawnej, a jedynie jest uznaniem pewnego stanu faktycznego. Zdaniem GKZ sytuacja prawna właściciela zabytku kształtuje się dopiero wtedy, gdy zostanie mu wydana zaskarżalna w postępowaniu administracyjnym decyzja, np. o warunkach zabudowy lub decyzja o pozwoleniu na budowę.
W ocenie RPO to błędny pogląd. – Gdyby było inaczej, to zmiany ustawy o opiece nad zabytkami należałoby uznać za pozbawione znaczenia – pisze RPO w liście do ministra kultury i dziedzictwa narodowego. – Wpis do gminnej ewidencji zabytków ma charakter deklaratoryjny tj. stwierdzający, że dany obiekt jest zabytkiem i powinien być objęty ochroną określoną w przepisach prawa.
Praktyka jest taka, że po dokonaniu wpisu obiektu do ewidencji jest on traktowany jak zabytek i znajduje się pod ochroną prawa, choć wciąż nie jest zabytkiem w sensie prawa materialnego, bo prawo nie przewiduje wydania odpowiedniego, zindywidualizowanego aktu o charakterze administracyjnym, który stwierdzałby, że dana nieruchomość jest zabytkiem.
- Właściciel, któremu nie doręczono zawiadomienia o wpisie, nie ma o nim żadnej wiedzy i w konsekwencji posługuje się danymi niezgodnymi z aktualnym stanem prawnym nieruchomości – twierdzi RPO.