Deweloperzy są w stanie zwiększyć ofertę, potrzebują czasu

Rządowy program to kredyt trzy razy tańszy od komercyjnego, zdolność ma być liczona bardziej liberalnie. Chętnych nie zabraknie. Deweloperzy są w stanie dostosować podaż – powiedział w programie #RZECZoNIERUCHOMOSCIACH Bartosz Turek, główny ekonomista HREIT.

Publikacja: 01.06.2023 21:06

Deweloperzy są w stanie zwiększyć ofertę, potrzebują czasu

Foto: mat. pras.

Minister rozwoju powiedział niedawno, grzebiąc program „Mieszkanie+”, że nie trzeba wspierać podaży, tylko popyt. Stąd flagowym projektem jest „Bezpieczny kredyt”, do tego dochodzi zniesienie PCC na zakup pierwszego lokum na rynku wtórnym. Czy to nie podgrzeje zbytnio rynku?

Minister Waldemar Buda powoływał się na mieszkania oddane do użytkowania w 2022 r., i faktycznie było to najwięcej w ciągu co najmniej trzech dekad, ale przecież to lokale sprzedawane rok czy dwa lata temu. Teraz rynek zastanawia się, czy obecna oferta wystarczy, biorąc pod uwagę rosnącą liczbę chętnych. Polacy już wrócili do biur sprzedaży deweloperów, a program „Bezpieczny kredyt” jeszcze nawet nie ruszył. Jak podał Otodom, w kwietniu deweloperzy w siedmiu miastach sprzedali 5 tys. mieszkań, ponad dwa razy tyle, ile w sierpniu ub.r., czasie najgorszej smuty. Oferta na tych rynkach wynosiła na koniec kwietnia 44 tys. lokali – jeśli przy sprzedaży 5 tys. miesięcznie chcielibyśmy mieć zrównoważony rynek, to oferta musiałaby sięgać 60 tys. To pokazuje, że popyt jest większy niż podaż. Cała nadzieja w tym, że firmy zdążą rozpocząć nowe inwestycje, zanim na rynek napłynie strumień potężnego kapitału w postaci „Bezpiecznego kredytu”.

Program ma ruszyć w lipcu, ale już przynosi skutki: rośnie liczba mieszkań rezerwowanych przez potencjalnych beneficjentów programu. Ale i osoby, które nie mają szans na preferencyjny kredyt, przyspieszają decyzje o zakupie w obawie, że nie będzie z czego wybierać albo ceny pójdą w górę. Dlaczego za wzrostem danych o sprzedaży i rezerwacjach nie idzie wzrost liczby rozpoczynanych budów?

Deweloperzy widzą, że sprzedaż mieszkań zaczęła po sierpniu ub.r. niemrawo odbijać, a od początku tego roku już dynamiczniej, zwłaszcza po złagodzeniu przez KNF kryteriów badania zdolności kredytowej. Widzą wzmożony ruch w biurach, mają zapas działek z pozwoleniami na budowę, ale uruchomienie inwestycji jednak wymaga czasu. Mieliśmy wystrzał danych o uruchamianych inwestycjach w marcu i ponowny spadek w kwietniu, miesiąc to za mało, by przesądzać o trendzie. Deweloperzy potrzebują trochę czasu, żeby wprowadzić nowe mieszkania do oferty, to wymaga przygotowań formalnych i organizacyjnych, a w prospekcie trzeba zadeklarować datę realizacji projektu. Myślę, że to kwestia dwóch, trzech miesięcy i niedługo w tych danych GUS-u zobaczymy odbicie.

Spójrzmy na 2020 r. – z powodu pandemii i lockdownu wiosną aktywność deweloperów mocno się skurczyła, ale relatywnie szybko wróciła na wysokie obroty, gdy okazało się, że popyt na mieszkania był wysoki. Zaledwie cztery miesiące później, we wrześniu, padł rekord liczby lokali w uruchomionych projektach.

Jak na popyt wpłynie program „Bezpieczny kredyt”? Resort mówi, że w 2023 r. nie będzie limitu budżetu – każdy, kto złoży wniosek i spełni kryteria, otrzyma pożyczkę.

Myślę, że 40–60 tys. to liczba osób, które skorzystają w tym roku z programu. Polacy, szczególnie ci młodzi, są „wyposzczeni”, bardzo duży odsetek mieszka z rodzicami. Rządowy program da im kredyt, lekko licząc, trzy razy tańszy od komercyjnego, ponadto zdolność kredytowa ma być liczona bardziej liberalnie. Spodziewam się, że w lipcu wnioski złoży bardzo duża grupa osób przygotowanych do zakupu, posiadająca rezerwacje mieszkań – pytanie, jakie będą moce banków w zakresie procedowania wniosków. Skoro budżet ma być w 2023 r. nielimitowany, to może się okazać, że zostanie przesunięta kwota przypadająca na 2024 r. To może spowodować, że w listopadzie czy grudniu będzie kolejna fala wniosków – osób, które będą się obawiać, że w 2024 r. nie będzie pieniędzy na program.

Minister rozwoju powiedział niedawno, grzebiąc program „Mieszkanie+”, że nie trzeba wspierać podaży, tylko popyt. Stąd flagowym projektem jest „Bezpieczny kredyt”, do tego dochodzi zniesienie PCC na zakup pierwszego lokum na rynku wtórnym. Czy to nie podgrzeje zbytnio rynku?

Minister Waldemar Buda powoływał się na mieszkania oddane do użytkowania w 2022 r., i faktycznie było to najwięcej w ciągu co najmniej trzech dekad, ale przecież to lokale sprzedawane rok czy dwa lata temu. Teraz rynek zastanawia się, czy obecna oferta wystarczy, biorąc pod uwagę rosnącą liczbę chętnych. Polacy już wrócili do biur sprzedaży deweloperów, a program „Bezpieczny kredyt” jeszcze nawet nie ruszył. Jak podał Otodom, w kwietniu deweloperzy w siedmiu miastach sprzedali 5 tys. mieszkań, ponad dwa razy tyle, ile w sierpniu ub.r., czasie najgorszej smuty. Oferta na tych rynkach wynosiła na koniec kwietnia 44 tys. lokali – jeśli przy sprzedaży 5 tys. miesięcznie chcielibyśmy mieć zrównoważony rynek, to oferta musiałaby sięgać 60 tys. To pokazuje, że popyt jest większy niż podaż. Cała nadzieja w tym, że firmy zdążą rozpocząć nowe inwestycje, zanim na rynek napłynie strumień potężnego kapitału w postaci „Bezpiecznego kredytu”.

Nieruchomości
Deweloperzy mocno ostrożni, podaż mieszkań dalej niska
Nieruchomości mieszkaniowe
Mieszkania nie stanieją. Brakuje ziemi
Nieruchomości
W kwietniu deweloperzy stracili rezon. Produkcja mieszkań znów w dół
Budownictwo
Śmierć programu Mieszkanie+. Najemcy dostaną preferencyjne oferty wykupu
Nieruchomości
Demografia a mieszkalnictwo