W ciągu ośmiu miesięcy Atal sprzedał 1578 mieszkań, z czego w I półroczu 1340, o 35 proc. mniej niż rok wcześniej. Lipiec i sierpień to w sumie 247 mieszkań, tymczasem aby zrealizować całoroczny plan, firma musiałaby w ostatnich czterech miesiącach sprzedawać średnio prawie 230 lokali.

– W całym roku nastawiamy się na sprzedaż 2–2,5 tys., spodziewamy się pewnego powakacyjnego odbicia sprzedaży, ale bez fajerwerków, jaki jest rynek, każdy widzi – mówi prezes Zbigniew Juroszek.

Czytaj więcej

Hipoteczna zapaść uderzy w wiele branż

Atal nie będzie jednak drastycznie ciąć podaży, jest gotowy przez pewien czas budować na zapas. – Rynek deweloperski jest rozdrobniony. Najmniejsze firmy kończą dziś uruchomione wcześniej projekty i nie rozpoczynają nowych, średni też ograniczają aktywność. Najwięksi, w tym Atal, odpowiadają za 20 proc. rynku. Niski popyt nie będzie trwać wiecznie, za dwa, trzy lata okaże się, że podaż jest niższa o połowę. Mamy potencjał finansowy, mocny bilans, by być po stronie rynku, która utrzymuje podaż, i mieć gotowy produkt, kiedy rynek odbije. Oczywiście, będziemy rozbudowywać ofertę małymi partiami, nie chodzi o budowę gigantycznego zapasu – mówi Juroszek.

Spółka dalej będzie kupować grunty. – Popyt na ziemię się uspokoił, nie ma już ostrego licytowania w przetargach. Zdarzają się okazje, nie widzimy jednak wyprzedaży banków ziemi przez deweloperów. Za nami kilka lat bardzo dobrej koniunktury i naprawdę mało jest przypadków, by komuś groziło bankructwo i musiał się ratować – ocenia Juroszek.