Duże ryzyko, duża nagroda

Pośrednik to zawód, a nie hobby czy działalność charytatywna - mówi Joanna Lebiedź, ekspert Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.

Aktualizacja: 25.08.2021 17:19 Publikacja: 25.08.2021 13:50

Duże ryzyko, duża nagroda

Foto: materiały prasowe

Nie milkną echa interpelacji posła Pawła Poncyljusza, który chce wprowadzenia górnej granicy zarobków pośredników w obrocie nieruchomościami. Pomysł ocenia pośredniczka Joanna Lebiedź, ekspert Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości (PFRN):

- „Odkrywcza" interpelacja posła Pawła Poncyljusza, powołująca się na rzekome skargi konsumentów, a dotycząca „wysokich wynagrodzeń" pobieranych przez pośredników w obrocie nieruchomościami, wprawiła mnie w wielkie zdumienie. Treści w niej zawarte żywcem przypominają żale klientów, którzy zamówili usługę, a po jej wykonaniu nie chcą zapłacić, ponieważ uważają, że za drogo.

Zacznijmy od manipulacji w zastosowaniu porównania zarobków pośrednika do zarobków notariusza. Notariusz jest osobą urzędową wykonującą różnego rodzaju czynności prawne. Poza aktami notarialnymi kupna/sprzedaży nieruchomości sporządza między innymi: akty poświadczenia dziedziczenia, poświadcza zgodność dokumentów, sporządza umowy spółek. Wykonuje wiele innych czynności wymagających formy aktu notarialnego lub poświadczenia podpisu. W odniesieniu do zastosowanego porównania do pośrednika - notariusz spisuje wolę stron i sporządza akty notarialne. Ale sprowadza się to do sporządzenia (zazwyczaj wedle już posiadanych draftów) kilkustronicowej umowy, w swojej siedzibie, w zaciszu kancelarii notarialnej. Z pewnością i komfortem uzyskania wynagrodzenia za swoją pracę.

I tu podkreślę podstawową różnicę pomiędzy pośrednikiem a notariuszem, którą pan poseł w swoich rozważaniach pominął. Można sprzedać nieruchomość bez udziału pośrednika, korzystanie z jego usług nie jest obligatoryjnie czy ustawowo wymagane. Ale już sama sprzedaż musi odbyć się przed notariuszem. I jakbyśmy zaczęli od obliczenia procentowego udziału transakcji z udziałem pośrednika do tych „bezpośrednich", to tych pierwszych będzie 30 proc., i gdyby było aż tyle, to i tak bardzo dużo.

Dla odmiany, 100 proc. transakcji sprzedaży/nabycia musi odbyć się w kancelarii notarialnej. Do tego dochodzą transakcje z rynku pierwotnego. A znaleźć wolny termin u notariusza jest naprawdę trudno. To kwestia numer jeden. Czyli argument kompletnie nietrafiony.

Kolejna sprawa: aby doszło do transakcji, pośrednik wykonuje szereg czynności, które trwają kilka czy kilkanaście miesięcy. Wiąże się to z ponoszeniem z własnej kieszeni znacznych kosztów i poświęcaniem własnego czasu, wiedzy i pracy. Począwszy od sprawdzenia stanu prawnego i faktycznego nieruchomości, poprzez prostowanie kwestii prawnych (np. w przypadku stwierdzenia braku dostępu do drogi publicznej), poprzez uzyskanie kompletu dokumentów niezbędnych do przeprowadzenia transakcji, marketing oferty, wykonanie profesjonalnej sesji zdjęciowej, wirtualnych spacerów, home stagingu, prezentowania nieruchomości potencjalnym zainteresowanym (a może być ich kilkunastu czy kilkudziesięciu), aż do przeprowadzenia stron przez proces negocjacji, których też może być kilka zanim dojdzie do finalnych ustaleń.

Dopiero w chwili „dopięcia kontraktu" taki owoc kilkumiesięcznej pracy dostarczamy notariuszowi w teczce jako „gotowiec". Z całym szacunkiem dla zawodu notariusza, w przypadku sprzedaży z udziałem pośrednika, 98-99 proc. pracy w przygotowaniu transakcji spoczywa na jego barkach.

Dodajmy kompletnie niebrany pod uwagę czynnik „braku pewności" , czyli efektu w postaci sprzedaży czytaj: „zarobienia" czy zwrotu poniesionych kosztów po transakcji, bo przecież pomimo trafnego skojarzenia stron, sprzedający w ostatniej chwili może się po prostu rozmyślić lub zmienić plany życiowe. Mogą wystąpić nieprzewidziane przypadki losowe. A koszty kilku miesięcy pracy zostają po stronie pośrednika. Pięknie ujął to w jednej z konferencji radca prawny i pośrednik Piotr Dobrowolski. Zawód pośrednika jest zawodem bardzo wysokiego ryzyka, czyli „high risk, high reward".

Można „bolesną" kwestię regulowania należności po transakcji rozłożyć na comiesięczne transze płacone przez klienta po przedstawieniu przez pośrednika rzeczywiście poniesionych kosztów pracy nad konkretną ofertą. I tak bywa w wielu krajach, w tym europejskich. Koszty marketingu, obsługi oferty, etc., dokładnie opracowane i udokumentowane na podstawie faktur przedstawianych co miesiąc przez pośrednika opłaca klient/właściciel nieruchomości, a „success fee" po sprzedaży jest niewielki, ponieważ ryzyko handlowe przeniesione jest w znacznej mierze na właściciela. I proszę mi wierzyć, Polacy tak nie chcą. Chcą płacić na końcu, czyli przy transakcji, bo taki właśnie model utrwalił się w Polsce przez lata.

Dodajmy wreszcie, że pośrednik wykonuje czynności zawodowo, i że jest to zawód, a nie hobby czy działalność charytatywna. A więc, jak każda osoba wykonująca dowolny zawód, pracujemy w celu utrzymania firmy, dania możliwości zarabiania pracownikom oraz utrzymania siebie samego. Nie da się pracować zarabiając poniżej kosztów. To wynika wprost z praw ekonomii.

Tu aż prosi się o porównanie do zawodu prawnika czy adwokata, który zawsze bierze połowę honorarium przed sprawą sądową, a drugie pół po sprawie, i to niezależnie, od efektu, czy wygra, czy nie. A jeśli wygra, bardzo często do wynagrodzenia dochodzi dodatkowo ustalony wcześniej procent od kwoty „wygranej sprawy".

Nie sposób pominąć też kwestii deregulacji zawodu przeprowadzonej w 2014 r. przez ministrów Gowina i Szejnfelda. Wprowadzono absolutne bezhołowie w dostępie do zawodu, który jest niezwykle odpowiedzialny, bo pośrednicy mają wpływ na dysponowanie majątkiem gromadzonym przez większą część życia. My, jako branża możemy tylko powiedzieć „a nie mówiliśmy"? No niestety, mądry Polak po szkodzie.

Przeforsowano deregulację zawodu pośredników i zarządców. W celu „zwiększenia konkurencyjności" na rynku właśnie. W wyniku deregulacji nie mamy państwowych licencji zawodowych, nie mamy organów, które dyscyplinowały nieetycznych pośredników, nie mamy Komisji Odpowiedzialności Zawodowej. Nie mamy żadnej kontroli nad tym, kto nagle stanie się „samozwańczym pośrednikiem", bo przecież wystarczy wpisać sobie do CEIDG odpowiednią działalność. I już. Bez kursów, szkoleń, bez podstawowej wiedzy. I mamy przecież wielką różnorodność w wysokości proponowanych honorariów.

Ponieważ opracowuję szkolenia, w tym dla pośredników, dla kandydatów do zawodu i studentów wyższych uczelni, czytam „zawodowo" orzeczenia sądów w sprawach wytaczanych przez pośredników klientom, którzy zapominają się rozliczyć po zamówionej i wykonanej usłudze (spraw „odwrotnych" przeciw pośrednikom praktycznie nie ma). I w tych sprawach pojawiają się często opinie biegłych sądowych, którzy podają zwyczajowo stosowane „widełki cenowe" biur pośrednictwa w Polsce. I te widełki wahają się średnio pomiędzy 1-6 proc. Można więc wybrać usługę tańszą. Niestety, smutna informacja: „taniej" nigdy nie oznacza „lepiej".

Z ciekawości skierowałabym pytanie do pana posła, czy wybierając się do lekarza np. dentysty, czy kupując służbowy garnitur, stosuje kryterium jak najniższej ceny?

Jestem w zawodzie naprawdę długo, bo od 1989 r. Znam praktycznie wszystkich pośredników w Polsce. Kilku z nich, lata temu podjęło wyjątkowo mądrą decyzję o skończeniu studiów prawniczych i otworzeniu własnej kancelarii notarialnej. Żaden z nich, za żadne skarby świata, nie chciałby wrócić do zawodu pośrednika. Dlaczego? To pytanie, absolutnie retoryczne, kieruję do pana posła Pawła Poncyljusza.

Nieruchomości
Reforma planistyczna a rynek gruntów inwestycyjnych
Nieruchomości
Tak deweloperzy wyceniali mieszkania w kwietniu
Nieruchomości
Rynek wtórny. Na klienta trzeba czekać dłużej
Nieruchomości
Nowy hotel w Gdańsku Wrzeszczu. Inwestor czeka na zielone światło
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Nieruchomości
Oferta mieszkań jeszcze się powiększy. Ale kupujący są w kropce
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne