Chcemy lepiej mieszkać i mieć gwarancję, że nasza własność nie będzie traciła na wartości. Rozbudowujemy, modernizujemy, remontujemy, czasem budujemy nowe. Ale inni robią to samo. Co więc zrobić, żeby ich aktywność nie wpływała negatywnie na naszą własność, tylko żeby ją uzupełniała i poprawiała?
Potrzebujemy w praktyce gwarancji ładu, tego z ustawy o planowaniu, bo wtedy uzyskamy harmonijną całość i uporządkowane relacje w zabudowie, sposobie użytkowania i estetyce. O tej ostatniej boimy się dyskutować, choć to ona jest źródłem jakości architektury. Skąd więc jakość, jak ją uzyskać? Do roku 2003 w ustawie – Prawo budowlane był artykuł 4, który mówił, że obiekt budowlany należy projektować w sposób zapewniający formę architektoniczną dostosowaną do krajobrazu i otaczającej zabudowy. Ale z lęku przed możliwością oceny przez nas, naszą radę lub architekta miasta uciekliśmy od tego zapisu. A przecież tamta konstrukcja u naszych zachodnich sąsiadów zawarta w art. 34 ich kodeksu budowlanego pozwala na unikanie dysonansu w architekturze. Jest zresztą wzmacniana zasadą takiego budowania, aby nowe nie obniżało wartości starego. Czyli nie niszczyło przez ekstrawagancję projektanta lub ambicję inwestora. Ale takie zasady wymagają powrotu do działania administracji jako aktywnego uczestnika w procesie decyzji o pozwoleniu na budowę. A więc wprowadzenia formuły odpowiedzialności zawodowej architekta miasta. Osoby, która mogłaby odmówić zgody na budowę, o ile byłaby ona sprzeczna z polityką gminy. W Niemczech, aby mieć taką pozycję zawodową, architekt jest wybierany w konkursie organizowanym przez radę gminy. Umowę o pracę podpisuje z nim jego zwierzchnik, prezydent miasta. Może go też odwołać – jeżeli popełni przewinienie lub gdy wnioskuje o to rada, jeśli nie realizuje działań deklarowanych przez siebie w konkursie. Zresztą pierwsza umowa jest na rok i rada może nie przedłużać współpracy. Bo architekt miasta ma być reprezentantem lokalnej społeczności. A przecież i w warunkach polskich takie zasady wyboru i usytuowania architekta w mieście mogą być zawarte w statucie gminy. A to, co nazywamy polityką przestrzenną gminy, która powinna być przez nią przyjęta, to ustalenie, jaki ma być kształt budynków, jakie elewacje są rekomendowane, czy więcej w nich tradycji czy nowoczesności ze szkłem, jakie ma być otoczenie i ile zieleni. Bo ład nie wynika z normy prawa, ale z praktykowania tradycji lokalnej kultury. A także z praktyki działania przez sporządzanie propozycji projektów zabudowy i dyskusję w ramach rady, gdy przedłożony przez inwestora projekt od nich odbiega. Taka dyskusja to budowanie poczucia zaufania do architektury jako wartości miejsca. Bo przecież to elewacja sąsiedniego budynku decyduje o jakości architektury całej naszej ulicy. Inwestor może nie zgodzić się z punktem widzenia architekta miasta, szczególnie gdy nie uzyskał zatwierdzenia swojego projektu. Ale wówczas właściwy do rozstrzygnięcia tej kwestii jest sąd. A w aktualnym porządku prawa sąd administracyjny może już od 2015 roku dokonać oceny merytorycznej rozstrzygnięcia. Niestety, nie istnieją już zapisy ustawy – Prawo budowlane, które dawały możliwość kwestionowania jakości rozwiązań architektonicznych przez administrację. Nie mamy również możliwości wydawania pozwolenia na budowę w gminach, które nie mają statusu miasta na prawach powiatu. A przecież architekt miasta akceptowany przez jego radę i posiadający odpowiednie uprawnienia zawodowe mógłby być wystarczającym argumentem do przejęcia przez gminę kompetencji w zakresie wydawania pozwolenia na budowę. Takie możliwości prawne również kiedyś istniały. Konieczna jest więc zmiana prawa, ale i praktyka powoływania ludzi, którzy mają odpowiadać za architekturę. To również kwestia naszej odpowiedzialności, gdy będziemy dokonywali wyboru naszych nowych radnych. Niechaj oni także widzą kwestie ładu przestrzennego jako szczególną wartość miejscowości, w której są wybierani. Wybieramy teraz, ale ich działania będą skutkowały na wiele lat w przyszłości.