Dać napiwek kelnerowi czy kupić dom? W Detroit w stanie Michigan taka alternatywa jest jak najbardziej realna. Do tamtejszych agencji wciąż trafiają oferty przejętych za długi nieruchomości, które bank jest gotowy sprzedać nawet za symbolicznego dolara, byle tylko wykreślić je wreszcie ze swoich ksiąg i przestać płacić za nie podatki i ubezpieczenie. Nabywca, który przeznaczy na taką inwestycję tysiąc dolarów (2850 złotych), może już przebierać w ofertach. W Detroit często zdarzają się oferty za dolara.
[srodtytul]Kryzys, jakiego nie było[/srodtytul]
Nie są to jednak domy marzeń. – Najczęściej są położone w najgorszych dzielnicach. Najprawdopodobniej padły też ofiarą wandali i złodziei, którzy wynieśli z nich wszystko, co się dało, łącznie z instalacją wodno-kanalizacyjną – mówi „Rz” Steve Katsaros, agent nieruchomości, który w zawodzie pracuje od ponad 25 lat, ale takiego kryzysu na rynku jeszcze nie widział. Zdewastowane budynki za kilka czy kilkadziesiąt dolarów mają najczęściej 60, 70 czy nawet 90 lat. Otoczone są przez inne opustoszałe i zniszczone domy. – Niektóre osiedla w Detroit wyglądają teraz gorzej niż w Bagdadzie.
Wielu dawnych właścicieli porzuciło więc swoje lokale. Szacuje się, że wciąż niezamieszkany jest mniej więcej co piąty dom. W wielu stanach zaniedbane domy lub całe osiedla są zrównywane z ziemią, a na ich miejscu powstają farmy lub publiczne parki. Część dawnych dzielnic mieszkaniowych zamienia się zaś znowu w prerie.
– Najtańszy dom, jaki mamy obecnie w ofercie, kosztuje 99 dolarów. To duży budynek w stylu kolonialnym. Trzy sypialnie, jadalnia i kominek w salonie. Do tego piwnica i garaż na dwa samochody – opowiada nam agentka z biura nieruchomości z Grosse Pointe Park w Michigan, która nie chce być cytowana z imienia i nazwiska, bo nie jest upoważniona do udzielania wywiadów.