Każdy właściciel mieszkania musi posiadać udziały w nieruchomości wspólnej. Ustalano je w różnym czasie i różnymi sposobami. Raz brano pod uwagę ogólną powierzchnię lokalu, kiedy indziej tylko tę użytkową, czasami obliczano je w przybliżeniu. W rezultacie suma udziałów w wielu nieruchomościach nie jest równa jeden, a to sprawia kłopoty. Jedni właściciele mają za mało udziałów, a drudzy za dużo. Co gorsza, dla osób, które jako ostatnie wykupują lokale, nierzadko ich brakuje. Nie mogą więc wykupić mieszkań, chociaż gmina chce je sprzedać. Dochodzi też do absurdalnych sytuacji, jak w Poznaniu. Przed laty pomylono tam oznaczenie działek. W efekcie właściciele mają udziały w działce położonej po... drugiej stronie miasta.
To, że powierzchnię lokalu określono na 60 mkw., wcale nie oznacza, że tak jest. Przekonał się o tym właściciel jednego z mieszkań w warszawskiej kamienicy. Przy okazji remontu zlecił jego pomiary i zorientował się, że ma 4 m mniej.
Nie dziwi to Stanisława Borówki, dyrektora Komunalnego Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej z Katowic.
-To częste przypadki - twierdzi. -Przed laty sprzedaż lokali nie była poprzedzona inwentaryzacją budynku, a rzeczoznawcy przygotowujący lokale do sprzedaży opierali się na danych dostarczonych im przez administratorów budynku.
Ci mierzyli zaś różnie, nie zawsze wedle obowiązujących wówczas zasad. Ma to swoje skutki. Źle obmierzone mieszkanie to źle wyliczone udziały w nieruchomości wspólnej.