Z drugiej jednak strony, jak podają banki, mimo mniejszego zainteresowania – a raczej faktycznej sprzedaży kredytów hipotecznych – rośnie ich wartość. Zadłużamy się na mieszkania coraz bardziej, choć ceny nieruchomości w ostatnich miesiącach wcale znacząco nie wzrosły. Chcemy mieszkać lepiej.

Jak podaje Open Finance, średnia wielkość kredytów udzielonych w czwartym kwartale 2007 r. wyniosła 196 tys. zł i była o 26,6 proc. wyższa niż w tym samym kwartale 2006 r. (ale jednocześnie już tylko o 3 proc. wyższa niż w trzecim kwartale 2007 r.).

Warto także zwrócić uwagę na dane dotyczące sprzedaży kredytów hipotecznych. W czwartym kwartale 2007 r. osiem największych polskich banków udzieliło o 17,7 proc. mniej kredytów hipotecznych niż w czwartym kwartale 2006 r.

Co to oznacza dla rynku nieruchomości? Na pewno jeśli nie mniej transakcji w ogóle, bo przecież większość jest finansowana kredytem, to stagnację i mniejszą możliwość podnoszenia cen. Pojawią się więc od dawna oczekiwane okazje, szczególnie gdy spekulanci (nie traktujemy negatywnie tego określenia), kupujący mieszkania we wstępnej fazie budowy przy wpłacie 10 proc., teraz będą chcieli się ich pozbyć. Nie mogąc liczyć na znaczne zyski, nie będą zaciągać drogich kredytów. Poza tym kolejne etapy osiedli deweloperów bywają nawet nieco tańsze od poprzednich (bo np. są sprzedawane promocyjnie, z bonusami).