Być może już od połowy przyszłego roku, a jeszcze wyraźniej od 2010 r. Pytanie tylko, ile ze spółek deweloperskich przetrwa do tego czasu.
– Najbliższe kwartały to będzie czas wypierania słabszych firm przez mocniejsze – komentuje Kacper Żak, analityk DI BRE Bank. – Wielu małych deweloperów będzie walczyło o przetrwanie, pewnie część zbankrutuje. Spółki, które wchodziły do branży w ostatnim roku, zapewne definitywnie porzucą plany deweloperskie. Okazało się, że deweloperka jest równie trudnym biznesem, jak każdy inny. Żeby zarobić, trzeba się napracować i dobrze się na tym znać – dodaje.
Jego zdaniem dopiero od 2010 r. spółki znowu zaczną wyraźnie zyskiwać. Wówczas już odczuwalnie odrodzi się popyt. A on jest kluczem do wszystkiego. – W tej chwili popyt jest wyraźnie mniejszy – potwierdza Michał Sztabler, analityk DM PKO BP. – Część kupujących nadal czeka, licząc, że ceny będą spadać. Jednak trudno mówić w ostatnich miesiącach o spadkach, raczej o korekcie. Za metr mieszkania płaci się podobnie, ale dostaje się za tę cenę więcej dodatkowych rzeczy. Np. miejsca postojowe – dodaje. Z drugiej strony popyt wyhamował, bo rosną stopy procentowe. I to szybciej, niż rosną zarobki.
Dodatkowym kłopotem dla deweloperów może być, i to już w tym roku, wyraźny wzrost podaży. W zeszłym roku oddano do użytku 133,8 tys. mieszkań. Zdaniem ekspertów w tym roku może być już 150 – 160 tys., a w 2009 nawet 180 tys. Budowy trwają kilkanaście miesięcy, a deweloperzy nie będą przerywać rozpoczętych już inwestycji. Nawet widząc spowolnienie popytu. – Z drugiej strony mamy czynniki, z których w średniej i dłuższej perspektywie można prognozować wzrost popytu – zaznacza Sztabler. – To np. stała migracja ludzi do największych miast: Warszawy i Krakowa. Wraz z przyrostem naturalnym co roku przybywa w tych miastach po kilka tysięcy osób. No i wreszcie emigranci zarobkowi. Pojawia się coraz więcej sygnałów, że będą wracać do Polski. Bo w kraju zarobki są już wyższe, zwłaszcza przy umacniającej się złotówce, jest więcej pracy. Gdy zaczną wracać, też wzmocnią popyt – tłumaczy.
Większy popyt powinien się pojawić w perspektywie dwóch – trzech lat. Zbiegnie się z ponownym powrotem podaży do poziomu nieco ponad 130 tys. mieszkań rocznie. Jak bowiem wynika z danych GUS, rozdźwięk pomiędzy pozwoleniami wydawanymi na budowę mieszkań oraz budowami faktycznie rozpoczynanymi jest coraz większy. Inwestorzy wstrzymują się z niektórymi projektami. – Rosnący popyt w powiązaniu ze spadkiem podaży do 130 – 150 tys. lokali rocznie to już będzie o wiele lepszy okres dla deweloperów. Ale to perspektywa 2010 – 2011 roku – uważa Sztabler.