Firmy, które widzą, że sprzedaż idzie wolniej, kuszą klientów, czym mogą, ale jednocześnie szukają nowych możliwości zarabiania. Skoro marże są niższe, to dlaczego nie zarabiać na wykańczaniu mieszkań, proponując potencjalnym nabywcom kilka standardów (i cen) do wyboru. Po co klient ma się sam użerać z fachowcem od terakoty, parkieciarzem czy hydraulikiem i jeszcze zwozić materiały, kiedy deweloper może to zrobić w jego imieniu. Takie rozwiązanie wydaje się rozsądne dla klientów pracujących od rana do nocy na raty za mieszkanie. Czy sprawdzi się na naszym rynku? Musimy poczekać.

A skoro jesteśmy już przy kredytach, także banki, nieskłonne mówić o kryzysie na rynku kredytów hipotecznych, postanowiły dodatkowo zarabiać przy pożyczaniu pieniędzy na mieszkanie. Skoro bowiem konkurencja między nimi doprowadziła marże za przyznanie kredytu do minimum, a i do oprocentowania dodawane są niewielkie, to dlaczego nie zarabiać na obowiązkowych ubezpieczeniach kredytobiorcy – na życie, od utraty pracy, od zniszczenia kredytowanej nieruchomości, czy w związku z brakiem wkładu własnego kredytobiorcy? Warto policzyć, ile w takim przypadku dochodzi do raty miesięcznie oraz zastanowić się, w jakich sytuacjach rzeczywiście da się z owych ubezpieczeń skorzystać.

Czego można się spodziewać dalej na rynku? – Nadwyżka podaży nad popytem sprawi, że w najbliższych latach ceny większości mieszkań nadal będą spadały. Korekta cenowa potrwa przynajmniej do wakacji 2009 r., a w całym 2008 r. ceny transakcyjne obniżą się średnio o ok. 10 proc. – uważa Bartłomiej Sosna, analityk rynku budowlanego z firmy PMR.

Za mało prawdopodobny uznaje natomiast gwałtowny spadek cen mieszkań, sięgający ponad 20 proc., gdyż stanowiłoby to zagrożenie dla marż deweloperów. Tymczasem niektórzy pośrednicy już mówią o możliwości wynegocjowania wysokich, nawet kilkunastoprocentowych upustów na rynku wtórnym. Ile osób uwierzyłoby w taki scenariusz dwa lata temu? więcej o prognozach rynkowych