- Wygrałam! Pałac jest znów mój! Po 20 latach starań i 17 wyrokach sądowych. Naprawdę trudno mi wyrazić, jakie to kolosalne wzruszenie – mówiła wczoraj Joanna Beller, córka przedwojennego właściciela obiektu, po wyjściu z sali rozpraw w NSA. Wyrok sądu przypieczętował zarówno zwrot samego pałacu, jak i gruntu, na którym obiekt stoi.
[srodtytul]Pałac i ziemia[/srodtytul]
Orzeczenie NSA to ostatni etap walki o zabraną w 1945 r. dekretem Bieruta nieruchomość u zbiegu ul. Miodowej i Senatorskiej. W 1946 r. ojciec pani Beller złożył stosowny wniosek o przyznanie własności czasowej budynku, ale jak wszyscy przedwojenni właściciele na początku lat 50. dostał od socjalistycznych władz odmowę. – Gdy nastała wolna Polska, to wydawało mi się, że sprawa zwrotu jest oczywista – mówi pani Joanna. I dodaje, że ma trzy proste dokumenty, które zawsze nosi przy sobie. Na ich podstawie obiekt powinien być jej od razu oddany. – Jeden to właśnie wniosek dekretowy złożony przez ojca, drugi to umowa, którą zawarł ojciec z państwową firmą – wylicza pani Beller. – Dokument mówi o tym, że w zamian za 36-letnią dzierżawę jedna z państwowych firm wyremontuje pałac. A trzeci dokument to nasz wpis w księgach wieczystych nieruchomości.
Sprawy potoczyły się inaczej. Wprawdzie decyzję o zwrocie nieruchomości spadkobierczyni uzyskała już w 1997 r., ale odwołał się od niej ZUS, powołując się m.in. na wieloletnie użytkowanie obiektu (urzęduje tam od 1980 r.) oraz na to, że nie uznano go za stronę w sprawach zwrotu. Spory prawne toczyły się 13 lat. W ub.r. pani Beller wygrała sprawę w Strasburgu, gdzie międzynarodowy sąd orzekł, że ZUS stroną w sprawie nie jest, bo nigdy nie był właścicielem nieruchomości. – A tylko oni są stroną w sprawach zwrotu nieruchomości zabranych dekretem Bieruta – wyjaśnia mecenas Józef Forystek, reprezentujący poszkodowaną właścicielkę. Przypomina, że ZUS ma prawo, ale do działki sąsiedniej. – A one na siebie nie nachodzą – mówi Forystek. ZUS próbował się jeszcze odwoływać do WSA, gdzie przegrał jesienią ub.r. i złożył kasację do NSA.
– Ostatecznie ją oddalam, ale przyznaję, że nie mam satysfakcji z tego wyroku – mówiła wczoraj sędzia Irena Kamiońska. – Od początku sprawy upłynęło kilkadziesiąt lat, toczyły się trzy równoległe postępowania, wydawano sprzeczne wyroki, w sumie 17. To nie przynosi chluby naszemu sądownictwu – mówiła sędzia.