O co chodzi KNF? O to, że gdyby dziś posiadacze mieszkań kupionych za frankowe kredyty w latach 2006 – 2008 byli zmuszeni do sprzedaży lokali finansowanych przez banki, w wielu przypadkach okazałoby się, że ich dług jest większy niż rynkowa wartość ich nieruchomości.
Jak policzył Gold Finance, posiadacze kredytów we frankach szwajcarskich zaciągniętych w 2007 r. przy średnim kursie 2,3 zł dziś mają zadłużenie wyższe o 23 proc. A jeśli pożyczali w szwajcarskiej walucie w 2008 r., gdy frank kosztował 2,22 zł, ich dług jest wyższy o 28 proc.
Płacą jednak niższe raty niż ci, którzy pożyczyli tyle samo, ale w złotych. Teoretycznie więc nie mają problemu, tylko zyskują na niższej racie. Dopóki nie będą się musieli pozbyć lokalu z obciążoną hipoteką – przekonuje KNF.
Trudno liczyć, że ceny ich mieszkań kupowanych w czasie hossy będą rosły, nadrabiając skoki kursu waluty. I to jest największy problem dla banków: wartość zabezpieczenia kredytu nie może być mniejsza od długu. Drugi: dużo tanich kredytów to znowu ryzyko bańki spekulacyjnej.