Wynajmuję mieszkanie komunalne w Warszawie i mamy z mężem taki plan: wybudujemy dom bez kredytu na odziedziczonej działce pod miastem. Skąd pieniądze? Ze sprzedaży mieszkań komunalnych. Wykupionych oczywiście za 10 procent wartości. Mamy gdzie mieszkać, więc przez pięć lat poczekamy, by nie zwracać miastu bonifikaty.
Trzeba jednak tylko męża zameldować ponownie u teściów, aby nie przepadło po nich mieszkanie, ja zostanę z synem u nas, a córkę zameldujemy u ciotki, w charakterze opiekunki.
Czy jest w tym coś złego? Przecież teściowie ponad 40 lat są najemcami w Śródmieściu, my z mężem od 15 lat na Woli, a ciotka na Mokotowie mieszka już przeszło pół wieku w komunalnym! Czy za tyle lat utrzymywania lokali nic się nie należy?
Taki jest plan znajomej na zrobienie „interesu życia”. Liczy, że może uda się nawet jednego lokalu w mieście nie sprzedawać od razu, bo gdzieś muszą mieszkać, budując dom.
Gdy opowiadałam tę historię innej znajomej – z 40-letnim kredytem hipotecznym – skwitowała: zamiast zadłużać się w banku do późnej starości, powinnam stać cierpliwie w kolejce po mieszkanie od miasta po to, by na nim zarobić.