Zmiany w programie dopłat do kredytów mogą wejść w życie już latem br., a najpóźniej – jesienią. Sejm zgodził się na obniżenie limitów cen lokali kwalifikujących się do dopłat. Np. w Warszawie państwo dokłada się dziś do mieszkań – zarówno nowych, jak i używanych – których mkw. kosztuje do 9,8 tys. zł. Za preferencyjny kredyt można więc kupić nawet apartament w śródmieściu stolicy. Po zmianach limit cen na warszawskim rynku pierwotnym ma wynosić 7 tys. zł, a na wtórnym – 5,6 tys. zł. W Krakowie obniży się z 6,6 tys. zł za mkw. do 4,7 tys. zł w przypadku nowych mieszkań i 3,7 tys. zł przy zakupie lokali z drugiej ręki.
Bez paniki
Mariusz Czerwiński, dyrektor zarządzający w spółce Universal Property, zajmującej się pośrednictwem w obrocie nieruchomościami, uważa, że ze względu na niestabilne kursy walut klienci częściej decydują się na kredyty w złotych. – Przekłada się to na duże zainteresowanie zakupem nieruchomości w RNS – mówi Mariusz Czerwiński. – Wielu naszych klientów chce sfinalizować transakcje przed planowanymi zmianami limitów cen mieszkań – ocenia.
Beata Olejnik-Widawska z Maxon Nieruchomości dodaje, że na rynku wtórnym wprawdzie widać zwiększający się ruch, ale zainteresowanie lokalami mieszczącymi się w RNS jakoś specjalnie nie wzrasta.
Katarzyna Liebersbach-Szarek z krakowskiej agencji Nieruchomości Łobzowskie zauważa, że jeśli ktoś sprzedaje mieszkanie w cenie nieco wyższej od limitów w RNS, to kiedy po długim czasie znajdzie kupującego, zwykle stawkę obniża. – Ale nie do wszystkich sprzedających dociera fakt, że nowy limit w RNS będzie tak niski, a większość klientów posiłkuje się kredytem – mówi Katarzyna Liebersbach-Szarek, która nie zauważyła paniki przed zmianami w RNS. – Wręcz przeciwnie: pośrednicy notują lekki zastój. Kupujący zwracają uwagę na dobrą cenę mieszkania, a dobra cena w Krakowie to na pewno nie 6,6 tys. zł za mkw. (to dzisiejszy limit w RNS – red.), ale zdecydowanie mniej – podkreśla Katarzyna Liebersbach-Szarek. Według niej albo nie wszyscy wiedzą o zmianach w RNS, albo rynek nie reaguje, bo ceny i tak są za wysokie dla kupujących.
Ożywienia nie zauważa także pośredniczka Joanna Lebiedź z firmy Joanna Lebiedź Holding. – Rynek wciąż jest w głębokiej zapaści, więc „rzutów na taśmę" przed zmianami w RNS być nie powinno – ocenia pośredniczka. Także ona wspomina o przeszacowanych cenach. – Właściciele sprzedawanych mieszkań mają świetną pamięć wsteczną. W ich świadomości nieruchomość jest dziś warta tyle, ile w 2007 r. Zatem nie ma mowy o korekcie ceny. Żadna ingerencja z zewnątrz nie ma na to wpływu – uważa pośredniczka.