1. Najważniejsza lokalizacja
Zdaniem Jarosława Jędrzyńskiego, analityka z portalu RynekPierwotny.com, jakość nieruchomości określa przede wszystkim jej lokalizacja.
– Im lepsza lokalizacja, tym lepsza lokata, i na odwrót – podkreśla Jarosław Jędrzyński. – I nie chodzi tylko o miejsca, które są najbardziej atrakcyjne dziś, ale też te, które mogą być takie w przyszłości, np. dzięki planowanej w okolicy linii metra. Dodaje, że dobrą lokatą kapitału na pewno nie będzie mieszkanie w fatalnie skomunikowanej, głośnej, ubogiej w infrastrukturę okolicy.
2. Sąsiad i plan zagospodarowania
Największe straty wynikają z zakupu nieruchomości w miejscu, które gwałtownie traci na wartości, np. z powodu budowy trasy szybkiego ruchu. – Także warsztat na sąsiedniej działce, oczyszczalnia ścieków czy osiedle bloków tuż przy domach jednorodzinnych powodują, że nieruchomość traci na wartości – wylicza Jędrzyński. – Przykładem inwestycji, która negatywnie wpływa na atrakcyjność nieruchomości, jest budowa trasy S8. Właściciele mieszkań i domów jednorodzinnych na osiedlach na stołecznym Bemowie lub w podwarszawskich Markach tuż przy powstającej trasie mogą mówić o nieudanych inwestycjach w nieruchomości. Pośrednik Paweł Zeliaś z firmy SalonDomow.pl przyznaje, że obniżki cen może spowodować np. budowa spalarni czy lotniska. Inwestor ryzykuje więc, gdy nie ma miejscowych planów zagospodarowania.
3. Kupowanie w hossie
Sebastian Janicki, dyrektor ds. zarządzania w Universal Property, przyznaje, że nieruchomości uchodzą za bezpieczną lokatę kapitału – nie ma tu np. ryzyka kursowego. Jednak, jak mówi, mit o niemożności straty na nieruchomościach wielu domorosłych inwestorów musiało obalić w czasie ostatniego kryzysu. – Kupowanie nieruchomości w okresie bańki cenowej, przy udziale mocno ryzykownych kredytów walutowych, niczym się nie różniło od brania pożyczki na zakup akcji w ostatniej fazie hossy. I w jednym, i w drugim przypadku inwestycja okazywała się chybiona.
4. Jaka waluta kredytu
Według Janickiego przykładem nieudanej inwestycji może być mieszkanie na warszawskim Mokotowie, które inwestor z Holandii w 2008 r. kupił w stanie deweloperskim za ok. 13 tys. zł za mkw. – Już wykończony w wysokim standardzie lokal w 2011 r. udało się sprzedać za niewiele ponad 11 tys. zł za mkw. Nie jest to odosobniony przypadek, kiedy inwestorzy z Europy ponieśli straty na rynku nieruchomości w Warszawie – podkreśla. – Podobnie postąpiło wiele młodych osób, które mając wysokie zarobki, pokusiło się o nabycie nieruchomości za drogie kredyty. Dziś kwota kredytu we franku przekracza wartość nieruchomości, a dochody z najmu nie pokrywają miesięcznej raty.