Najdroższe ruiny na świecie

Gnijące dywany, sypiące się sufity, szkielety sów i gołębi. Wzdłuż londyńskiej "Alei Miliarderów" niszczeją pałacyki warte 350 mln funtów.

Publikacja: 16.03.2014 13:02

Najdroższe ruiny na świecie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Jedna trzecia pałacyków w najdroższym kwartale Londynu, zwanym Aleją Miliarderów, stoi pusta, włączając w to kilka wielkich domów, które popadły w ruinę, ponieważ pozostają niezamieszkane prawie od ćwierćwiecza.

120 pustych sypialni

Prowadzone przez "Guardiana" dochodzenie ujawniło, że opustoszałe są nieruchomości warte 350 mln funtów w jednym z najbardziej prestiżowych odcinków Bishops Avenue w północnym Londynie. Aleja była w zeszłym roku na drugim miejscu rankingu najdroższych ulic w całej Wielkiej Brytanii.

Jeden z właścicieli nieruchomości, deweloper Varma, skarżył się, że ulica stała się siedzibą jednych z najdroższych ruin w całym świecie. Pustych jest co najmniej 120 sypialni. Opuszczone budynki to m.in. rząd dziesięciu pałacyków, które pozostają w większości niezamieszkane od czasów ich zakupu w latach 1989 - 1993 przez członków saudyjskiej rodziny królewskiej. To tylko część tych zdewastowanych nieruchomości.

Kiedy reporterom "Guardiana" umożliwiono dostęp do budynków, okazało się, że ich stan jest bardzo zły. Zacieki na ścianach sali balowej, na podłogach gruz z sypiących się sufitów, szkielety gołębi i sów na zgniłych dywanach. Teraz, mimo że budynki popadły w ruinę, okazuje się, że saudyjscy właściciele odnotowali duże zyski sprzedając nieruchomości za 73 mln funtów.  Z dokumentów wynika jeak, że jeden z nich był wart tylko 1,1 mln funtów w 1988 roku - podaje "Guardian".

Przy alei sąsiadującej z ekskluzywnymi Highgate i Hampstead, mieszkają Richard Desmond, właściciel Express Newspapers i Channel 5, członkowie saudyjskiej rodziny królewskiej i miliarder Poju Zabludowicz, kolekcjoner sztuki i filantrop.

Domy są wystawione na sprzedaż w cenie od 65 mln funtów, ale jest tam jeszcze 16 innych niezamieszkanych pałacyków, a większość z nich jest użytkowana przez właścicieli niewiele dni w roku.

Większość nieruchomości w tej najdroższej części alei jest zarejestrowana na firmy z rajów podatkowych, takich jak Wyspy Dziewicze, Curaçao, Bahamy, Panama i Channel Islands, co pozwala zagranicznym właścicielom uniknąć podatku od zakupów i pozostać anonimowymi.

Deficyt domów

Te odkrycia przyszły w tym samym czasie, gdy nasiliła się polityczna dyskusja, jak opuszczone nieruchomości mogą pomóc w rozwiązaniu problemu deficytu domów, który rośnie co roku o ponad 100 tys. budynków.

Boris Johnson, burmistrz Londynu, wezwał rząd do nałożenia dodatkowych podatków na właścicieli opuszczonych nieruchomości. Występując przed inwestorami powiedział: "Londyńskie domy to nie są tylko kostki bulionu, które spadły z nieba". Wezwał właścicieli, aby zamieszkali w swych domach, albo je wynajęli. Lecz rząd odrzucił popierany przez burmistrza projekty rady miasta nałożenia dodatkowych podatków na domy, które pozostają puste ponad dwa lata.

Na najbardziej prestiżowym odcinku Bishops Avenue opuszczonych domów jest dziesięć razy więcej niż gdziekolwiek w Anglii, w której ogółem jest 710 tys. niezamieszkanych domów. - To pokazuje wszystkie wady londyńskiego rynku domów - mówi na łamach "Guardiana" David Ireland, szef  organizacji działającej na rzecz zasiedlania pustostanów. - Deficyt domów w Londynie jest tak wielki, że puste nieruchomości jawią się jako "niemoralne i dysfunkcjonalne". Z jeden strony niezliczone rzesze gnieżdżą się w nędznych warunkach, a z drugiej mamy niewykorzystane budynki przy Bishops Avenue - podkreśla.

Dom dla księżniczki

Wśród niezamieszkanych nieruchomości są m.in. pałacyk zajęty wyrokiem Sądu Najwyższego przeciwko bankierowi z Kazachstanu, oskarżonemu o 6-miliardowe oszustwo, a także dom odebrany byłemu pakistańskiemu ministrowi prywatyzacji.
Inne domy również mają znamiona niezamieszkanych. Dach jednego wartego 10 mln funtów budynku, zarejestrowanego na nazwisko saudyjskiej księżniczki, jest zarośnięty roślinami, a tablica na zniszczonej bramie wjazdowej głosi, że jest on pod 24-godzinną ochroną.

- Niewielu prawdziwych lokalnych rezydentów mieszka przy tej ulicy - mówi dziennikarzom "Guardiana" deweloper, który pomaga w przebudowie byłych saudyjskich posiadłości. - To dla rodzin królewskich z Arabii Saudyjskiej i Brunei typowe. Kupują nieruchomość i nic z nią nie robią. W niektórych nikt nie mieszkał od 25 lat. I tak popadły w ruinę. Kiedy prowadziliśmy nasze badania, to kierownictwo wodociągów powiedziało nam, że w tych budynkach nie było żadnego zużycia wody - mówi deweloper.
Jeden z mieszkańców alei, lekarz, Egipcjanin z urodzenia, twierdzi, że nigdy nie spotkał żadnego sąsiada. Jest przekonany, że co najwyżej trzy z tych nieruchomości są zamieszkane na stałe.

Inny z mieszkańców, Irańczyk, mówi, że 95 proc. zameldowanych tu ludzi tak naprawdę tu nie mieszka. - To jest okropne miejsce do życia. Jest tu przeraźliwie nudno, a ulica jest bardzo bardzo ruchliwa - mówi mieszkaniec. - A poza tym nie sądzę, by było wielu ludzi, którzy chcieliby mieszkać w tak wielkich domach .
Agenci nieruchomości i deweloperzy mówią, że aleja była przebudowywana. Powstają nowe apartamentowce, które przywrócą życie tej części miasta. Twierdzą także, że wysokie odsetki niezamieszkanych domów są nieuchronne na takim międzynarodowym rynku, jak Londyn, gdzie kupujący pochodzą ze Środkowego Wschodu, Rosji i w coraz większej liczbie z Chin.

Jeden z agentów nieruchomości, który od 1976 roku nadzorował 130 transakcji przy Bishops Avenue, mówi, że każda próba ingerencji w to co właściciel robi ze swoją nieruchomością, będzie błędem, a deficyt domów winien być redukowany poprzez reformę gospodarki przestrzennej i wyjęcie jej spod "politycznej kontroli". Pośrednik mówi na łamach "Guardiana": " Kiedy odbiera się ludziom prawo do kupna czegoś i dysponowania tym wedle gustu, to mamy do czynienia z państwem policyjnym. Ludzie kochają ten kraj za to, że panują w nim wolność i liberalne poglądy. Nie wolno wpływać na to, co ludzie robią ze swoją własnością. Własność jest święta".

Andreas Panayitou, magnat nieruchomości, który sprzedał pałacyk Heath Hall za 65 mln funtów, jest przekonany, że sytuacja przy  Bishops Avenue się poprawi i więcej ludzi zamieszka tam na stałe. Przyznaje jednak, że zrujnowane saudyjskie posiadłości "spowodowały, że podupadła cała ulica". W pełni zgadza się z burmistrzem Johnsonem, że domy w Londynie nie są "kostkami rosołu".

- Nie chcemy pustych ulic, przy których ludzie parkują swoje pieniądze. Potrzebujemy ulic, przy których ludzie mieszkają albo wynajmują domy - mówi. Sprzeciwia się jednak wzrostowi podatku za pustostany, bowiem będzie to szykana, która sprawi, że kupujący wybiorą Monte Carlo albo Mediolan zamiast Londynu.

Jedna trzecia pałacyków w najdroższym kwartale Londynu, zwanym Aleją Miliarderów, stoi pusta, włączając w to kilka wielkich domów, które popadły w ruinę, ponieważ pozostają niezamieszkane prawie od ćwierćwiecza.

120 pustych sypialni

Prowadzone przez "Guardiana" dochodzenie ujawniło, że opustoszałe są nieruchomości warte 350 mln funtów w jednym z najbardziej prestiżowych odcinków Bishops Avenue w północnym Londynie. Aleja była w zeszłym roku na drugim miejscu rankingu najdroższych ulic w całej Wielkiej Brytanii.

Pozostało 92% artykułu
Nieruchomości
Robyg wybuduje osiedle przy zabytkowym browarze Haasego. Prawie 1,5 tys. mieszkań
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nieruchomości
Rynek nieruchomości rok po powołaniu rządu. Ile dowiozły ministerstwa?
Nieruchomości
Mieszkaniówka na karuzeli
Nieruchomości
Polska centralna. Magnes na firmy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nieruchomości
Przez wynajem na doby wspólnota zapłaci więcej