Jak zmieniała się architektura na przestrzeni pana życia?
Moją drogę architekta rozpocząłem w latach 70. w Szczecinie. Różnica między techniką w projektowaniu wówczas a technologią używaną obecnie jest ogromna. Kiedy zaczynałem, architekt miał w ręku proste narzędzia: rapidograf i ekierkę. Możliwości materiałowe były skromne. Ale przeciwności rodziły w nas ogromną pasję tworzenia, na przekór możliwościom i mimo tego, że działaliśmy prostymi środkami.
Dzisiaj architekt ma bogactwo narzędzi, w szczególności elektronicznych. Jednak łatwość tworzenia nie musi się przekładać na wysoką jakość projektów. Duże zmiany rodzima architektura przeszła po 1990 r. Pojawiły się nowe materiały, technologie, narzędzia. Ten nagły postęp miał dobre i złe strony. To w latach 90. przyspieszyła u nas „gargamelizacja" przestrzeni.
Jak ocenia pan architekturę we współczesnej Polsce?
Architekci jak kolarze rozciągnęli się w długim peletonie. Najbardziej utalentowani, pracowici i krytyczni wobec siebie, są dziś liderami, sprawiają, że polska architektura jest na światowym poziomie. Wśród nich mamy gwiazdy międzynarodowej architektury. Tył tego peletonu tworzą mniej uzdolnieni i mniej ambitni, ich projekty czasem są kiepskie, niektóre z nich bywają straszne, a mimo wszystko zostają zrealizowane.