Ilu firmom z zrzeszonym w PZFD udało się uzyskać zgodę na budowę w trybie specustawy mieszkaniowej?
Statystyki – tak jak podejrzewaliśmy – pokazują, że zastosowanie ustawy jest znikome. W zasadzie jedna czy dwie firmy w Warszawie próbują na razie złożyć kompletny wniosek o podjęcie uchwały o ustaleniu lokalizacji inwestycji mieszkaniowej. Na chwilę obecną wygląda to jednak bardzo słabo: wnioski są ciągle procedowane, wciąż zdaniem urzędu mają braki, które trzeba uzupełniać. Nie mamy sygnału, aby jakikolwiek deweloper zrzeszony w związku taką uchwałę otrzymał.
Jak jest powód tego, że statystyki są takie słabe?
Niestety, wdrożenie ustawy odbyło się przy mocnym głosie krytyki ze strony ruchów miejskich oraz samorządów. Łatka „lex deweloper", która przylgnęła do tej ustawy rok temu, skutecznie trzyma się do tej pory. Co powoduje, że samorządy są już z góry bardzo niechętnie do niej nastawione. Twierdzą – podobnie jak podnoszono podczas dyskusji na etapie konsultacji – że będzie ona tylko i wyłącznie elementem który zdegraduje ład przestrzenny i pozwoli deweloperom budować, co chcą, gdzie chcą i jak chcą. W dyskusji o tej ustawie zapomina się natomiast bardzo często, że to właśnie rada gminy, czyli ten sam organ, który uchwala plan miejscowy, jest władny do wydania uchwał lokalizacyjnych.
Zawsze więc może się nie zgodzić na daną inwestycję i wydać uchwałę odmawiającą ustalenia lokalizacji. Tymczasem praktyka wygląda tak, że wiele gmin nawet nie analizuje, jak specustawa mieszkaniowa mogłaby na ich terenie działać. Przyjmuje się z góry, że cokolwiek, by deweloper na jej postawie chciał wybudować, na pewno odbędzie się to kosztem szeroko rozumianego ładu przestrzennego.