Atrakcyjne turystycznie obszary miast to zagłębie knajpek, kawiarni i restauracji. Każda z nich chce mieć ogródek piwny. Dla mieszkańców często to prawdziwe utrapienie. Na różne sposoby walczą więc o spokój. Prawo im jednak tego j nie ułatwia.
– Jedyne, co możemy zrobić, to zmierzyć poziom hałasu emitowanego przez urządzenia zamontowane w lokalu gastronomicznym, takie jak wentylatory czy klimatyzacja – mówi Iwona Seliga-Ptak z Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego w Krakowie. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy głośna muzyka, śpiew lub rozmowy są szkodliwe dla zdrowia. Nie ma ani przepisów, ani polskiej normy w tej sprawie. Jedyne, co mogą zrobić osoby, którym przeszkadza hałas, to zawiadomić policję lub straż miejską – dodaje.
Marcin Warszawski ze Straży Miejskiej w Krakowie przyznaje, że trafiają do nich skargi. Problem w tym, że aby ukarać restauratora, musi być pokrzywdzony. Tak mówi art. 51 kodeksu wykroczeń, na podstawie którego straż może ukarać za zakłócanie porządku i ciszy nocnej. Tymczasem większość osób zgłaszających się do straży nie chce ujawniać swoich danych. Ale i tak w 2014 r. tylko w centralnej części Krakowa ujawniono 460 wykroczeń polegających na zakłócaniu porządku, straż wręczyła 145 mandatów średnio na 200 zł, a w 228 przypadkach skierowała sprawę do sądu.
Problemem jest też to, że w wielu miastach nie ma określonych godzin, w których obowiązuje cisza nocna. Przykład to Warszawa i Katowice, gdzie ogródki gastronomiczne mogą być otwarte tak długo jak sam lokal.
Restauratorów starają się dyscyplinować zarządy dróg miejskich, które wydają zezwolenia na zajęcia pasa drogowego pod ogródek. Zawsze w zezwoleniu wpisują informację, że nie może być np. głośnej muzyki na zewnątrz albo że koncerty na żywo mogą odbywać się po spełnieniu określonych warunków, a restaurator musi przestrzegać porządku i ciszy nocnej. W Gdańsku wydano w 2014 r. 150, a w tym 160. W Warszawie padł rekord: w tym roku wydano 500 zezwoleń, w ubiegłym – 350 .