To mechanizm unikania błędów, które skutkują trudem i kosztem przyszłej rewitalizacji. Skala miasta, jego fragmenty, budzą czasem naszą dumę. Ale żyjąc w nim czy je zwiedzając, nie mamy świadomości emocji czasu ich budowania. Teraz są one już wrośnięte w naszą zbiorową pamięć. Plac Konstytucji w Warszawie, Karl Marx Allee w Berlinie, sylwetki budynków uniwersytetu Łomonosowa w Moskwie czy może Nowy Belgrad to fragmenty miasta, które dzisiaj, tak jak EUR w Rzymie, są częścią naszej wspólnej świadomości, ale przecież powstały jako wyraz czasu siły władzy. Jak to się stało, że wrosły one w struktury miasta, jak potrafiliśmy oswoić te miejsca?
Czy to przez proces zmian nas samych, czy też rewitalizację obywatelską tych miejsc? Bo dzisiaj rewitalizowane centrum biurowe Łodzi czy La Defense w Paryżu lub Thamesmead w Londynie są przedmiotem szerokiej dyskusji o jakości tych miejsc. Wówczas debaty nie było. Czas władzy pozostawia w mieście obraz jej ówczesnej siły. A dzisiaj potrzebę oswajania tych miejsc. Bo przecież martwota placu Defilad czy dewastacja sławnego osiedla Bijlmermeer w Amsterdamie pokazują skalę możliwego błędu. Tak jak i dzisiaj, kiedy siła polityki zamieniona na arogancję pieniądza buduje Mordor w Warszawie. Jak unikać kosztów błędów?
Może więc współdziałanie w decyzjach ograniczy koszt przyszłych rewitalizacji. Badania CBOS z 2014 roku wskazują, że chcemy współdecydować o mieście, że to nasza potrzeba. Dla 35 proc. spośród nas decyzje o rewitalizacji ważnych obszarów miasta zawsze powinny być konsultowane, dla 33 proc., gdy są tam ważne obiekty, a dla 18 proc., gdy to obiekty ważne w skali kraju. 7 proc. nie ma potrzeby konsultacji, a 6 proc. jeszcze nie ma zdania. Jednocześnie ponad 80 proc. z nas uważa, że powinniśmy być włączani w inicjatywy dotyczące przestrzeni publicznych.
Programy partycypacji urbanistycznej stają się nowym trendem zarządzania publicznego, mają kształt programów UE, są przedmiotem sympozjów i konferencji. Czy to nowa moda, czy racjonalna konieczność budowania spójnego obywatelskiego społeczeństwa miejskiego? Udało się to w Warszawie na Ursynowie w latach 70. poprzedniego już wieku, gdy z inspiracji jego projektantów i zrozumienia ówczesnego inwestora, spółdzielni mieszkaniowej, poprzez akcje klubów osiedlowych i aktywności społecznej budowano poczucie wspólnoty mieszkańców tego osiedla. A 15 lat temu polski student w Londynie był zdziwiony, ale również i dumny, gdy władze miejskie zapytały go o opinię w sprawie celowości budowy nowego gmachu biurowego w sąsiedztwie wynajmowanego przez niego mieszkania. Stawał się przez to obywatelem społeczności Londynu.