Podczas konferencji prasowej w Kopenhadze Dan Jorgensen, duński minister ds. klimatu, energii i mediów, odrzucił pomysł, aby Dania poszła za przykładem Norwegii ws. dopłat do samochodów elektrycznych.
- Jest to prawdopodobnie jeden z najdroższych instrumentów politycznych, jakie kiedykolwiek stosowano w celu osiągnięcia redukcji emisji CO2 - ocenił.
Hojne ulgi podatkowe przy zakupie pojazdów elektrycznych sprawiły, że Norwegia stała się światowym liderem w użyciu takich aut. Obecnie ponad 10 procent wszystkich pojazdów na drogach w Norwegii jest zasilanych z baterii a sprzedaż takich pojazdów w marcu osiągnęła aż 60 procent wszystkich nowych aut. Od początku roku do końca października w Norwegii zarejestrowano 53 225 samochodów w pełni elektrycznych z 134 927 ogólnej liczby aut.
Nabywcy pojazdów elektrycznych są zwolnieni z VAT (25 proc.), naliczonego w pełni przy zakupie aut na benzynę i diesle. Dodatkowo są zwolnieni z podatku drogowego i korzystają z 50-procentowej zniżki na opłaty drogowe.
Jorgensen zauważył, że wszystkie te przywileje są dostępne w Norwegii z uwagi na... jej dochody z wydobycia ropy naftowej. - Im jest łatwiej, bo mają pieniądze. Skąd je biorą? Z ropy - mówił. Ostrzegł również, że ponieważ norweska polityka ulg jest niemożliwa do przyjęcia przez największych emitentów CO2 na świecie, takich jak USA i Chiny, nie będzie miała żadnego wpływu na emisję poza granicami Norwegii. - Prawdopodobnie nie jest to najlepszy przykład, jaki chce się pokazać Chinom i reszcie świata - zwrócił uwagę.