Pomimo ogromnego postępu technicznego, jaki dokonał się od najsłynniejszej morskiej katastrofy, oko ludzkie nie przestało być najskuteczniejszym instrumentem do wykrywania pływających lodowych kolosów.
- Góry lodowe są obiektami ekstremalnie niebezpiecznymi, ponieważ dryfują, a wysokie fale czynią je niewidocznymi. Maskują je tak skutecznie, że nie widać ich na radarach - wyjaśnia Michael Hicks z północnoamerykańskiej organizacji IIP - International Ice Patrol.
Dr Brian Hill, specjalista z kanadyjskiej Conseil National de la Recherche, wyjaśnia, że w ostatniej dekadzie notuje się średnio rocznie dwie kolizje statków z górami lodowymi. Oznacza to, że obecnie prawdopodobieństwo uderzenia statku o górę lodową wynosi 1 do 2000. W kwietniu 1912 roku, gdy najnowocześniejszy pasażerski parowiec świata szedł na dno, prawdopodobieństwo takie było dwukrotnie większe.
Z informacji zgromadzonych w bazie danych Conseil National de la Recherche wynika, że od 1913 roku liczba kolizji statków z górami lodowymi systematycznie maleje. Na przykład w pierwszych 25 latach po katastrofie „Titanica" 170 statków uderzyło w górę lodową, czyli, statystycznie, 6,8 rocznie. W ćwierćwieczu 1980 - 2005 było tylko 57 kolizji, 2,3 rocznie.
Organizacja International Ice Patrol została powołana do życia w 1913 roku. Zajmuje się śledzeniem gór lodowych na północno-wschodnim Atlantyku, na obszarze blisko 2 mln km kw., w rejonie Nowej Ziemi i Labradoru, gdzie pojawiają się góry oderwane od Grenlandii.