Rodziło się ono na głębokości kilku kilometrów, pod ogromnym ciśnieniem, w temperaturze ponad 350 stopni Celsjusza, bez dopływu światła. Dopiero stamtąd rozprzestrzeniło się na cały ziemski ocean. Z taką teorią wystąpili dwaj badacze – Nick Lane z University College London oraz William F. Martin z Uniwersytetu w Duesseldorfie.

W wielu miejscach dna oceanicznego, na styku płyt tektonicznych, występują źródła gorącej wody. Ponieważ zawierają związki siarki, żelaza, manganu, są gęściejsze od otaczającej wody. Nie dociera tam światło, dlatego nie może zachodzić fotosynteza. Mimo tego już w 1977 roku za pomocą amerykańskiego robota głębinowego Alvin naukowcy odkryli, że w takich warunkach rozwija się życie. Obserwacja ta spowodowała wówczas duże zmiany w wizji biologii Ziemi.

Nick Lane i William F. Martin poszli jeszcze o krok dalej, wystąpili z twierdzeniem, że życie w takich warunkach nie tylko może się rozwijać, ale wręcz się w nich narodziło. Ich zdaniem pierwsze ziemskie prakomórki pojawiły się właśnie przy kominach gorącej wody na dnie oceanów. Artykuł o tym zamieszcza pismo „Cell”.

Swoje twierdzenie naukowcy opierają na analizie fizjologii bakterii i organizmów żyjących w takich ekstremalnych warunkach. Występują u nich białka regulujące przenikanie jonów przez błony komórkowe – tzw. mechanizm pompy jonowej. Lane i Martin uważają, że mechanizm ten występujący w głębinowych prakomórkach to pierwsze oznaki życia na naszej planecie.