Tak wynika z przygotowanej przez rząd specustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z usuwaniem skutków powodzi z maja 2010 r.
[b]Zobacz [link=http://grafik.rp.pl/grafika2/500077]projekt nowej ustawy (pdf)[/link][/b]
Przewiduje ona (art. 8), że jeśli nieobecność pracownika w firmie została wywołana przez powódź, to musi zostać uznana przez pracodawcę za usprawiedliwioną. Za ten czas nieobecności w pracy, za który normalnie nie dostałby wynagrodzenia, pracownik będzie po zmianach mógł żądać od firmy wypłaty części wynagrodzenia minimalnego, jednak nie więcej niż za pięć dni (czyli maksymalnie ok. 300 zł).
- To oburzające, bo okazuje się, że władza chce przerzucić skutki powodzi na przedsiębiorców - mówi Marcin Wojewódka, radca prawny, ekspert prawa pracy. - Poza tym trzeba pamiętać, że zanim te przepisy wejdą w życie, należy stosować obecne regulacje, w myśl których pracownik ma obowiązek poinformować w ciągu dwóch dni o przyczynie swojej nieobecności w pracy. Jeśli tego nie zrobi, to grozi mu kara od upomnienia do dyscyplinarki włącznie. Pracodawcy powinni pamiętać o tym, że powódź już teraz, jako okoliczność stanowiąca siłę wyższą, stanowi usprawiedliwioną przyczynę nieobecności w pracy.
[srodtytul]Nie ma umorzenia[/srodtytul]